Brak komunikacji

W obozie rządzącym, ale i w wielu mediach wciąż trwa leczenie traumy po przegranych wyborach prezydenckich. Bo nie chodzi o to, że przegrał Rafał Trzaskowski. Tylko o to, kto wygrał. Gdy pięć lat temu Trzaskowski przegrał z Andrzejem Dudą, była to przegrana z PiS-em. Z całą jego propagandą, wykorzystywaniem do niej państwowych pieniędzy i TVP.

Ale teraz to była przegrana z typem, którego nawet członkowie PiS się wstydzili. I bronili się, że to nie ich kandydat, tylko "obywatelski". Przynajmniej do momentu, gdy sondaże nie zaczęły pokazywać, że może zostać prezydentem. Wtedy wielu zaczęło się do niego przytulać. Bo jako prezydent będzie miał etaty do rozdania. A być może - co ważniejsze - będzie mógł też rozdawać prawo łaski.

Trauma jest tak wielka, że niektórzy uczepili się nadziei, że może nie wszystko stracone. Bo zaczęły pojawiać się informacje, że w niektórych komisjach źle policzono głosy. Błędy zawsze się zdarzają, ale tym razem były naprawdę niezwykłe. Okazało się, że polegały na tym, że wyniki z całego obwodu wyborczego zamieniono miejscami. Głosy na Trzaskowskiego zaliczono dla Nawrockiego, a głosy na Nawrockiego wpisano w protokole jako oddane na Trzaskowskiego.

Błąd odkryli dziennikarze. Zwrócili uwagę na anomalia w II turze w stosunku do I tury. W miejscu, gdzie jeden kandydat miał wyraźną przewagę w I turze, w II turze nagle ją tracił. I odwrotnie. Niektóre komisje sprawdziły swoje dane i przyznały, że popełniły taki błąd. Protesty wyborcze zaczęły spływać także w innych sprawach. W sumie jest ich ponad 100.

Ale wszystkie te błędy (a może i oszustwa) są na tyle małe, że ich korekta nie zmieni ogólnego wyniku wyborów. Bo przewaga Nawrockiego wynosiła 369 tysięcy. To niewiele w skali kraju, ale błędne przypisanie głosów musiałoby dotyczyć aż 185 tysięcy głosów. Zresztą korekta działałaby na korzyść lub niekorzyść obydwu kandydatów.

Niemniej pojawiły się opinie, że należy jeszcze raz przeliczyć głosy w całej Polsce. Jestem przekonana, że nie zmieniłoby to końcowego wyniku. Ale może zapobiegłoby rozwijaniu się różnych teorii spiskowych o wyborczym oszustwie. Różne oszustwa pewnie były i trzeba je ścigać, ale nie wierzę w tak wielką ich skalę, aby dotyczyły sfałszowania 185 tysięcy głosów.

Są jednak tacy, którzy wierzą. Jest wśród nich Pierwszy Wyłapywacz Oszustów Rzeczypospolitej Roman Giertych. Szefuje zespołowi do rozliczeń afer PiS, niejedno już w tych aferach widział, więc może już niczego nie wyklucza. Jest też Leszek Miller. Ten zrobił karierę polityczną jeszcze w PRL. Był wtedy wojewódzkim I sekretarzem i sekretarzem Komitetu Centralnego PZPR, partii, która zdobywała w wyborach 99% poparcia społeczeństwa. Więc uśmiecha się na tłumaczenie, że nie da się oszukać w wyborach na 1-2%.

Nieuczciwej wygranej Nawrockiego nie wyklucza jednak także - o dziwo - samo PiS. Partia sprzeciwia się ponownemu liczeniu głosów. Czyżby wierzyła, że to zabierze jej zwycięstwo? Wręcz przekonany jest o tym prezydent Andrzej Duda. Dokonał panicznego wpisu, że "postkomuniści (...) chcą przekręcić" wynik wyborów. Rozumiem, że "postkomunistów" boi się bardziej niż komunistów, których przez dwie kadencje wspierał. Jednego z najbardziej ohydnym życiorysem, prokuratora Piotrowicza wsadzającego do więzienia opozycję PRL, uczynił zacnym członkiem Trybunału Konstytucyjnego. Nic dziwnego, że boi się władzy tych, którzy byli wtedy do więzienia wsadzani i woli komunistów.

Leczenie traumy po przegranych wyborach ma też sformalizowaną formę. Premier Donald Tusk poprosił w Sejmie o wotum zaufania dla jego rządu. Niektórzy mówią, że to niepotrzebny teatr. Ale zdecydowana wygrana w głosowaniu nad wotum - 243 do 210 - mu się przyda. Pokazała, że koalicja ciągle rządzi. Zapowiedziana jest wprawdzie rekonstrukcja rządu, a to zawsze budzi spory, ale przynajmniej wiadomo, że nikt nie chce oddawać władzy PiS-owi.

Debatę przed głosowaniem nad wotum zaufania Tusk wykorzystał też, aby poopowiadać o tym, co jego rząd do tej pory zrobił. To dobrze, bo polskie media rzadko o tym mówią. Po wyborach prezydenckich wytykają Tuskowi i całej koalicji rządzącej "brak komunikacji". Dziennikarze dość łatwo diagnozują, że rząd za mało mówił o swoich sukcesach. Że nie miał nawet swojego rzecznika, który by o nich opowiadał. I właśnie dlatego Trzaskowski przegrał.

No dobrze, skoro winny był "brak komunikacji", to ja się pytam, co robiły media? Czy komunikacja to nie jest właśnie ich zadanie? A czy ktoś im odmawiał informacji o działaniach rządu? Dziennikarze mieli nawet lepiej bez rzecznika, bo na ich pytania odpowiadali bezpośrednio ministrowie i wiceministrowie. Tyle że nie otrzymywali merytorycznych pytań o kolejne projekty, tylko o różnicę zdań wewnątrz koalicji. Dziennikarze wyszukiwali, który polityk z którym się nie zgadza i co jeden o drugim powiedział.

Narzekałam już kiedyś na brak dyskusji w studiach telewizyjnych o gospodarce, konkretnych projektach, przepisach itd. Więcej tam jest plotkowania niż ekonomii. A teraz ci sami dziennikarze narzekają, że za mało mówiło się o działaniach rządu. Było z nimi o tym rozmawiać! Zamiast wyszukiwać wpisy polityków, trzeba było poczytać informacje ekonomiczne i o nie pytać. Kiedy ostatni raz mówiło się o wzroście gospodarczym i co na niego wpływa? Czy słyszeliście np. o tym, że zablokowanie przez prezydenta tzw. nowej ustawy wiatrakowej zmniejszy ten wzrost o 0,2 punkta procentowego?

Takie tematy są wciąż obce polskiemu wyborcy. Powiem więcej, są nawet zbyt trudne, bo od lat nikt ich w mediach nie tłumaczy. A to są sprawy, które realnie wpływają na nasz dobrobyt. A nie ploteczki, co kto powiedział. Jest też wiele spraw, które są łatwe do zrozumienia. Jak na przykład to, ile miliardów euro z Krajowego Programu Odbudowy będzie przeznaczone na jaki projekt. Bo te miliardy z Unii Europejskiej PiS zablokował, a nowy rząd je uruchomił. Miliardy. Ale w mediach ciągle ważniejsze są ploteczki.

O ploteczkach też można mówić. Czasem nawet trzeba. Ale przede wszystkim chciałabym się dowiadywać z mediów, gdzie będzie zlokalizowana pierwsza - i druga! (tak, planowana jest już druga) - elektrownia atomowa. Jak będą przebiegać linie szybkich kolei. Do których zakładów idą zamówienia zbrojeniowe. Itp., itd.

Ja wiem, że podawanie tych informacji i tak nie zmieni nastawienia tych, którzy popierają PiS. Oni mają swoje media i swoją prawdę. Tam wszystko jest źle, Tusk jest Niemcem i zdrajcą, a Polskę musi uratować święty Jarosław, który zawsze ma rację.

Ale ludzie, którzy usłyszeli o wszystkich aferach PiS, teraz słyszą tylko o tym, jak nowy rząd się kłóci. Jak nowy rząd niczego nie zrobił. Jak niczego nie zmienił. OK, można go krytykować za wiele rzeczy. Ale trzeba uczciwie powiedzieć, co zrobił. I na pewno nie można mówić, że nic się nie zmieniło. Bo niemal w każdej dziedzinie zmiana jest diametralna. Nie wskazywanie tego przez media to właśnie "brak komunikacji".

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!