Temat koronawirusa pojawia się dosłownie wszędzie, musiał więc pojawić się i w naszej rubryce. Już tydzień temu pisaliśmy, że wbrew internetowym przepisom, płyn dezynfekujący nie jest łatwo wykonać samodzielnie. Wręcz nie jest możliwe otrzymanie skutecznego produktu. A czy coś jeszcze wirus ma wspólnego z "Techniką i gadżetami"?
Oczywiście, że ma. Wszędzie słyszymy o konieczności częstego mycia rąk, a nawet ich dezynfekcji i zapewne wiele osób tego dopilnowuje. Ale ile osób myje i dezynfekuje swój telefon komórkowy? To wcale nie żart.
Mycie rąk jest potrzebne, bo dotykamy nimi wielu przedmiotów, dotykanych przez inne osoby, a potem często dotykamy własnej twarzy. A przez usta, nos i oczy wirus najłatwiej wniknie do naszego organizmu. A przecież dokładnie to samo robimy z telefonem komórkowym. Kładziemy go w najróżniejsze miejsca, dotykane zapewne przez wiele osób i pełne różnych wirusów. Poza tym biorąc go do ręki, nie staramy się najpierw umyć rąk, tak jak to czynimy np. przed jedzeniem. Przenosimy więc z naszych rąk wirusy i bakterie na telefon, który potem przykładamy do twarzy. Warto więc zadbać nie tylko o mycie rąk, ale także naszego telefonu.
Umycie jego obudowy jest proste, bo można użyć do tego powszechnie stosowanych środków. Z myciem ekranu należy jednak uważać. Nawet jeżeli przykryty jest folią ochronną albo specjalną szybką, użyte środki mogą wnikać pod folię. Zresztą uwagi dotyczące mycia ekranu telefonu odnoszą się także do ekranów innych urządzeń, jak tablet, laptop czy nawet telewizor. W takiej sytuacji niekoniecznie musi chodzić o dezynfekcję, ale umycie każdego ekranu raz na jakiś czas jest potrzebne.
Przede wszystkim nie używajmy płynów do mycia szyb, takich jak np. Windex, co wydaje się być pierwszym wyborem w takiej sytuacji. Ekrany nowoczesnych telefonów pokryte są specjalną powłoką odporną na działanie wody i tłuszczu. Stosowanie środków czyszczących - bardzo skutecznych w kuchni czy łazience - powoduje niszczenie tej powłoki. Jeżeli komuś zdarzyło się umyć ekran Windexem czy podobnym środkiem, to pewnie do tragedii nie doszło. Ale każde takie mycie powoduje stopniowe niszczenie powłoki ochronnej ekranu.
Innym naturalnym wyborem wydaje się być użycie alkoholu. Choć jest on również stosowany jako środek czyszczący (lub jako dodatek do takiego środka), a także dezynfekujący, ma również niszczące działanie dla powłoki ekranu. Nawet kupując środki czyszczące opisane jako przeznaczone do mycia ekranów i dla nich "bezpieczne", warto sprawdzić, czy nie zawierają alkoholu. I nie używać tych z "procentami". To samo dotyczy ściereczek i papierków do przecierania okularów i ekranów. Dawniej ekrany żadnych powłok nie miały, więc wiele substancji czyszczących opartych było na alkoholu.
Powłokę na ekranie może zniszczyć także ocet, który jest często używany jako domowy środek czyszczący. Bardzo rozcieńczonym octem można myć obudowę telefonu, ale ekranu już nie. Najdelikatniejszym środkiem wydaje się płyn do naczyń albo zwykłe mydło. Ale w obydwu przypadkach należy używać dużej ilości wody, a w przypadku elektroniki wody należy zawsze unikać. Jeżeli telefon jest wodoodporny - posiada rating co najmniej IP67 - to teoretycznie można go nawet umyć pod wodą. Ale w praktyce lepiej tego unikać. Z czasem w każdym urządzeniu mogą pojawić się nieszczelności. Szczególnie jeżeli telefon był już wielokrotnie otwierany. Wodoodporność lepiej traktować jako dodatkowe zabezpieczenie, a nie możliwość ciągłego kąpania się z nim.
Nie jest też dobrym pomysłem używanie do czyszczenia papieru. Zostawia on pył, a nawet większe ścinki, które wbrew pozorom są twarde (wiele osób miało zapewne okazję przeciąć sobie skórę brzegiem kartki papieru). Nawet najdelikatniejszy "paper towel" może być dla delikatnego ekranu i jego powłoki jak papier ścierny i pozostawiać mikroskopijne rysy. Są niewidoczne, ale ich nagromadzenie powoduje, że ekran wydaje się być matowy. Dla niektórych może być zaskoczeniem, że nawet czyszczenie bezdotykowe może być dla telefonu groźne.
Zbiorniczki ze sprężonym powietrzem są praktyczne w czyszczeniu miejsc z wieloma zakamarkami, jak np. klawiatury. Telefon ma jednak bardzo delikatne elementy, które mogą być uszkodzone gwałtownym podmuchem. Jest to np. mikrofon, a niekiedy także głośniki.
Cóż więc nam pozostaje do wyczyszczenia ekranu telefonu? Najprostsze rozwiązanie to ściereczka z mikrofibry. To najdelikatniejszy materiał, który jest dostępny. Można nim przecierać ekran, a ściereczkę można nawet delikatnie spryskać wodą. Najlepiej użyć do tego butelki z główką rozpryskującą wodę w pył, aby ściereczka nie była mokra, ale równomiernie wilgotna. W przypadku telefonów wodoodpornych, możemy użyć większej ilości wody, aby mycie było skuteczniejsze.
Do intensywniejszego mycia ekranu można zastosować preparaty, które nie zawierają alkoholu, octu, chloru, amonii, ani podobnych środków. Są to np. płyny lub ściereczki Whoosh, które nie są jednak tanie. Buteleczka z płynem o objętości zaledwie 1 oz i dwie ściereczki kosztują 10 dolarów. Zestaw z 3,5 oz płynu kosztuje 15 dolarów.
Pozostaje jeszcze kwestia dezynfekcji, która w przypadku telefonu jest najtrudniejsza. Najbardziej efektywną metodą wydaje się być zastosowanie światła ultrafioletowego. Stosowane jest powszechnie w placówkach medycznych jako proste i skuteczne rozwiązanie. Nic więc dziwnego, że istnieją również gadżety je wykorzystujące do zdezynfekowania telefonu.
Jednym z nich jest Phone Soap 3. Ma postać kasetki, która zmieści nawet duży telefon. Wymiary wywnętrzne to 6,8 x 3,74 cala (17,3 x 9,5 cm). Grubość telefonu nie może przekraczać 0,78 cala (2 cm). Po zamknięciu kasetki, w jej wnętrzu zapalają się trzy żarówki emitujące światło ultrafioletowe. Umieszczone są po obydwu stronach telefonu (jedna na górze, dwie na dole, blisko brzegu telefonu) więc oświetlają go ze wszystkich stron. Na obudowie zapala się niebieska dioda sygnalizująca proces dezynfekcji. Trwa on 10 minut, po czym wszystkie żarówki gasną. Producent twierdzi, że zabite jest w ten sposób 99,99% bakterii i wirusów.
Kasetka ma wbudowane dwa gniazda - USB oraz USB-C. Można je wykorzystać do podłączenia telefonu do ładowania. Po zamknięciu kasetki, w obudowie pozostaje otwór, przez który może przechodzić swobodnie kabelek USB. Jest też wersja gadżetu z ładowaniem bezprzewodowym, dla telefonów mających taką funkcję. Nie trzeba się martwić, że w okresie zamknięcia telefonu w kasetce nie usłyszymy jego sygnału. Gadżet ma bowiem wbudowany mały wzmacniacz dźwięków z wnętrza kasety.
Phone Soap 3 kosztuje 80 dolarów. Cena wersja z ładowarką bezprzewodową to 100 dolarów. Producent podaje, że żarówki mają żywotność 4000 godzin i zapewnia bezpłatną ich wymianę, gdyby przepaliły się wcześniej. Przelicza też godziny na 240 tys. minut i na 24 tysiące procesów dezynfekcji.
To jednak błędne obliczenie, bo po wyjęciu telefonu z kasetki, gdy zamykamy ją ponownie, żarówki ultrafioletowe automatycznie włączają się na kolejne 10 minut, choć telefonu tam nie ma. Producent tłumaczy, że w ten sposób dezynfekowane jest wnętrze kasetki, ale to trochę nielogiczne, bo przecież wyjęty właśnie z niej telefon jest już oczyszczony. Zapewne chodzi tu raczej o uproszczenie konstrukcji gadżetu - żarówki włączają się za każdym razem, gdy otworzymy i zamkniemy kasetkę.
Jeżeli cena Phone Soap 3 wydaje się zbyt wysoka, można pokusić się o zakup zwykłej lampy ultrafioletowej. W internecie jest bogata oferta takich lamp, w najróżniejszych cenach i służących do różnych celów (np. do suszenia polakierowanych paznokci). Słabsze lampy mogą mieć jednak niewystarczający efekt dezynfekujący. Z mocniejszymi należy z kolei uważać, bo mogą powodować poparzenia skóry i oczu. Ponadto jedna lampa oświetla telefon tylko z jednej strony. Po pewnym czasie należałoby go obrócić, a potem w ogóle wyłączyć lampę.
Stosowanie gotowego gadżetu jest na pewno łatwiejsze, wygodniejsze i bezpieczniejsze. Efekt jego działania jest też pewniejszy, a przecież właśnie o pewność tu chodzi, że nasz telefon jest już wolny od wszelkich zarazków.
Wodoodporność lepiej traktować jako dodatkowe zabezpieczenie, a nie możliwość ciągłego kąpania się z nim.