Niszczycielskie i tragiczne pożary, które wybuchły w ubiegłym tygodniu w Los Angeles i okolicach, pochłonęły życie co najmniej 25 kutkach w historii Los Angeles i jeden z najgorszych w historii Kalifornii. Ogień zniszczył lub uszkodził ponad 12 tysięcy domów, budynków, biznesów i innych konstrukcji. Trwające od 7 stycznia pożary zmusiły lokalne władze do ewakuacji około 200 tysięcy osób.
Po ponad tygodniu od pojawienia się ognia w kilku miejscach metropolii Los Angeles, większość miejsc ogarniętych pożarami została ugaszona lub znajduje się pod kontrolą strażaków. Jednak ryzyko rozpętania się żywiołu na nowo nie minęło i wiele zależy od siły oraz kierunku wiatru. To właśnie występujący w południowej Kalifornii suchy pustynny wiatr Santa Ana - wiejący o tej porze roku od wschodniej części gór Sierra Nevada w kierunku Pacyfiku - spotęgował skalę zniszczenia. W niektórych miejscach Santa Ana wiał z prędkością dochodzącą do 100 mil na godzinę, co w połączniu z ogniem stworzyło coś w rodzaju ognistych tornad - jak wynika z relacji świadków.
Wszystko zaczęło się od pożarów krzewów i lasów, czemu sprzyjał brak opadów deszczu i niska wilgotność powietrza. Pożary lasów, pędzone przez silny wiatr, docierały do zabudowań, a ogień zajmował bardzo szybko sąsiednie domy, przechodząc z dachu na dach. W takich okolicznościach, niemal kompletnej dewastacji uległa prestiżowa dzielnica Los Angeles Pacific Palisades. Ogień strawił tam około 5 tysięcy budynków.
Przerażające ujęcia z tej dzielnicy były najczęściej pokazywane w mediach, z uwagi na to, że luksusowe posiadłości miały tam najbardziej znane osoby ze świata amerykańskiego showbiznesu. Obrazy niegdyś malowniczej, a teraz wypalonej ulicy Sunset Boulevard obiegły cały świat.
Pożar w Kalifornii jako jaskrawa plama i smuga dymu widziane z satelity.
Lista hollywoodzkich aktorów i aktorek, którzy stracili tam swoje domy, liczy kilkadziesiąt nazwisk. Są wśród nich m.in.: Mel Gibson, Jeff Bridges, Paris Hilton, Anthony Hopkins. Nie tylko najbogatsi w Los Angeles stracili swoje domy, gdyż ogromne zniszczenia odnotowano w mieście Altadena i okolicach, zamieszałych przez klasę średnią - tam ucierpiało około 7 tysięcy budynków.
Zaskakujący i gwałtowny przebieg pożarów w Los Angeles, ogromne straty materialne i liczne ofiary w ludziach sprawiły, że władze tego miasta znalazły się pod ostrzałem opinii publicznej, a także polityków z Partii Republikańskiej. Władze w Kalifornii zdominowane są przez demokratów, ale również w ich szeregach pojawiły się głosy krytyczne wobec burmistrz Los Angeles, czarnoskórej Karen Bass. Zarzucono jej nieobecność na posterunku, kiedy wybuchły pożary w jej mieście. Burmistrz Bass była wtedy z wizytą w jednym z krajów afrykańskich.
Dużo pretensji kierowano też do szefowej tamtejszej straży pożarnej Kristin Crowley, ponieważ strażacy w czasie akcji gaśniczej narzekali na niedziałające hydranty w mieście. Crowley przyznała, że w około jednej piątej hydrantów nie było wody lub było zbyt niskie ciśnienie, przez co strażacy mieli duże problemy z gaszeniem ognia.
Crowley tłumaczy się, że władze miasta obcięły niedawno budżet na straż pożarną, co negatywnie odbiło się na przygotowaniu strażaków do walki z dużym ogniem. Zmniejszono m.in. ilość nadgodzin na dodatkowe szkolenia oraz działania profilaktyczne w mieście (np. wycinkę suchych krzewów i drzew, w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się ognia na wypadek pożaru). Ilość strażaków w Los Angeles również uległa zmniejszeniu z powodu redukcji budżetu. Kristin Crowley podkreśliła, że władze miasta obcięły fundusze straży pożarnej w okresie, kiedy znacznie wzrosła ilość wezwań do gaszenia pożarów w okolicy. W konsekwencji doszło do niebezpiecznej sytuacji, w której straż pożarna miała coraz więcej pracy, ale coraz mniej pieniędzy i personelu.
Pożar strawił nie tylko drewniane domy, ale także murowane budynki biznesów.
Burmistrz Los Angeles oraz gubernator Kalifornii Gavin Newsom odpierają zarzuty wobec nich, tłumacząc, że głównym winowajcą zaistniałej sytuacji jest matka natura, a konkretnie zmiany klimatyczne. Niekorzystny splot okoliczności oraz negatywne czynniki środowiskowe pomogły żywiołowi - element ludzki był tu drugorzędny - tłumaczą się kalifornijscy urzęnicy.
Jednak republikanie nie zostawiają suchej nitki na Janisse Quinones, urzędniczce odpowiedzialnej za dystrybucję wody w Los Angeles. Kobieta ta na kilka miesięcy przed pożarami wiedziała o niedziałających hydrantach w mieście oraz o braku wody w sztucznym zbiorniku, przygotowanym na wypadek pożarów. Krytycy Janisse Quinones zwracają uwagę, że jest ona najlepiej opłacaną urzędniczką w mieście, zarabiającą 750 tysięcy dolarów rocznie (więcej niż burmistrz). Jednak bardzo wysokie zarobki nie sprawiły, że urzędniczka stanęły stanęła na wysokości zadania w kryzysowej sytuacji.