W miniony wtorek doszło do niezwykłego zebrania około 800 generałów i admirałów w bazie wojskowej pod Waszyngtonem, w Quantico w Wirginii. Przemówił do nich najpierw sekretarz obrony Pete Hegseth, a następnie prezydent Donald Trump. Wojskowym nakazano stawienie się w Quantico z zaledwie kilkudniowym wyprzedzeniem, co w wielu przypadkach było bardzo pilnym wezwaniem. Generałowie zjechali bowiem ze wszystkich zakątków świata, gdzie stacjonują amerykańskie wojska. Było to też wyzwanie logistyczne, gdyż na wszystkich stanowiskach dowodzenie musieli przejąć ich zastępcy. Dziennik "USA Today" podaje, że taka nagła akcja kosztowała wiele milionów dolarów.
Generałowie nie otrzymali informacji, w jakiej sprawie są wzywani. Dość powszechnie domyślano się, że tak poważne zebranie musi dotyczyć czegoś niezwykle poważnego, co najmniej ogłoszenia nowej strategii wobec zagrożeń militarnych ze strony Rosji i Chin. Tym bardziej, że we wrześniu prezydent Trump nakazał zmianę nazwy Departamentu Obrony na Departament Wojny. A podjęcie ryzyka zgromadzenia całej amerykańskiej generalicji w jednej sali dodatkowo wzmacniało oczekiwanie rozpoczęcia radykalnych działań militarnych.
Sekretarz Obrony, który wyszedł na scenę przed generałami wyjaśnił, że "ta mowa jest o naprawieniu dekad zgnilizny". Pete Hegseth stwierdził, że "staliśmy się departamentem przebudzonych. Koniec z tym". To nawiązanie do terminu "woke" (przebudzeni), który zyskał w ostatnich latach popularność jako termin określający sprzeciw wobec społecznym nierównościom.
Hegseth zapowiedział zmiany, które są częścią wysiłku administracji Trumpa, aby usunąć "społeczną sprawiedliwość, polityczną poprawność i toksyczne, ideologiczne śmiecie, które zainfekowały nasz departament". Sekretarz obrony powiedział: "Żadnych miesięcy tożsamości, żadnych biur DEI [Diversity, Equity and Inclusion - zróżnicowania, równości, włączania], facetów w sukienkach, kultu zmian klimatycznych, żadnych podziałów, rozproszenia, czy genderowych urojeń. Skończyliśmy z tym gównem".
Sekretarz obrony jasno dał do zrozumienia, że nie będzie żadnego marginesu na dyskusję. Jeżeli komuś nie podobają się jego słowa, "powinien zrobić honorową rzecz i podać się do dymisji".
Administracja prezydenta Donalda Trumpa zapowiedziała sprawdziany ze sprawności fizycznej dla wszystkich żołnierzy, w tym także generałów.
Pete Hegseth zapowiedział też nowe podejście do sprawności fizycznej żołnierzy. Armia wprowadziła już w tym roku "neutralne płciowo" testy dla żołnierzy delegowanych do działań bojowych. Sekretarz obrony stwierdził, że te same testu muszą przechodzić zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Wszystkie wymogi będą się odnosić do "najwyższych męskich standardów".
Po wojnach prowadzonych przez USA w Iraku i Afganistanie, amerykańska armia miała poważne problemy z naborem chętnych do służenia w wojsku. Obniżono w związku z tym niektóre wymogi, a nawet podwyższono wiek, do którego można wstępować do armii. Na niektórych pozycjach jest to nawet wiek 42 lat.
Hegseth zapowiedział, że odpowiednia sprawność fizyczna obowiązywać będzie wszystkich żołnierzy, niezależnie od ich stopnia i włącznie z generałami. Testy sprawnościowe i ważenie odbywać się będzie dwa razy w roku. "Jest kompletnie nieakceptowalny widok tłustych generałów i admirałów na korytarzach Pentagonu i w wiodących dowództwach na całym świecie" - stwierdził Hegseth. "To źle wygląda" - wyjaśnił. Chce poprawić także wygląd szergowych żołnierzy, którzy mają ostrzyc się na krótko i zgolić brody.
Następnie głos zabrał prezydent Donald Trump. Na wstępie stwierdził: "Nigdy wcześniej nie wszedłem do tak cichej sali". Powiedział to najwyraźniej z satysfakcją, że zapowiedziane zmiany wywarły na generałach wrażenie. Prezydent przemawiał ponad godzinę, ale mówił nie tylko o zmianach w wojsku. Mówił m.in. o zmianie nazwy Zatoki Meksykańskiej na Zatokę Amerykańską, o możliwości przyłączenia Kanady jako 51. stanu, o prezydencie Joe Bidenie i o swoich aspiracjach otrzymania pokojowej Nagrody Nobla.
O wojsku powiedział, że zostnie uczynione "mocniejszym, twardszym, szybszym, groźniejszym i silniejszym niż kiedykolwiek było". Nie chciał jednak w tym kontekście omawiać możliwości nuklearnych. Stwierdził, że nawet tego słowa nie należy używać. "Nazywam to słowem na N. Są dwa słowa na N i nie można używać żadnego z nich"- powiedział Trump. Słowem na N określa się powszechnie obraźliwe angielskie słowo nigger (czarnuch).
Prezydent powiedział też zebranym generałom, że planuje wysłać wojsko do kolejnych dużych miast, tak jak wcześniej wysłał je do Waszyngtonu. Pretekstem była wówczas rzekomo rosnąca przestępczość w stolicy, choć statystyki pokazywały coś dokładnie odwrotnego (opisywaliśmy to w poprzednich numerach"abecadła").
Teraz Trump chce wysłać wojsko do Chicago, Portland w Oregonie, San Francisco, Los Angeles i do Nowego Jorku. Teraz pretekstem są "rządy terroru radykalnej lewicy", jak to określił prezydent. "Jesteśmy pod inwazją od wewnątrz. Nie jest inna jak wróg zagraniczny, ale trudniejsza pod wieloma względami, bo nie ubiera mundurów - jak ubierają mundury, możesz przynajmniej ich zdjąć" - stwierdził.
Oprócz wyrażenia żalu, że nie można strzelać do politycznych przeciwników, prezydent Stanów Zjednocznych wspomniał, że "nasza historia jest wypełniona wojskowymi bohaterami, którzy walczyli ze wszystkimi wrogami, zewnętrznymi i wewnętrznymi". I podsumował, że "mamy także wewnętrznych".
Donald Trump powiedział też, co zasugerował sekretarzowi obrony. Podpowiedział mu, aby "niebezpieczne miasta", do których chce wysyłać wojsko, potraktować jako teren szkolenia żołnierzy. Zapowiedzi, że całe duże miasta mogą być potraktowane jako poligon dla uczących się żołnierzy, brzmią złowieszczo, a nawet przerażająco.