Wszystkie najgwałtowniejsze spadki na giełdzie, jakie widziała historia, zostały przebite tym, co wydarzyło się na amerykańskim rynku ropy naftowej. Choć giełda papierów wartościowych przeżyła już niejedno wielkie załamanie, żadnego spadku cen akcji nie można porównać do tej zmiany ceny ropy naftowej. 20 kwietnia, po raz pierwszy w historii, ropę sprzedawano po cenie... ujemnej.
To nie pomyłka. Rynkowa cena ropy West Texas (w Europie handluje się ropą Brent) - wzorcowej dla amerykańskiego rynku od dekad - spadła poniżej zera. Jeżeli można mówić o pomyłce, to tylko w kontekście słowa "sprzedawano". Bo tak naprawdę nie tylko nie żądano za nią żadnych pieniędzy, ale wręcz dopłacano, aby ktoś chciał ją odebrać.
Na początku roku cena baryłki ropy przekraczała 60 dolarów i wcale nie była uznawana za wysoką. Wraz z rozwojem pandemii cena spadała, a w piątek 17 kwietnia wynosiła już niewiele ponad 20 dolarów.
Na otwarciu rynków w poniedziałek, 20 kwietnia, baryłka kosztowała $17,85. Ale już o 11 rano, cena zeszła poniżej rekordu ustanowionego w 1998 roku - $10,35. A o 1:50 po południu, można ją było kupić za mniej niż 1 dolara.
Ale to wciąż było kupno. Dwadzieścia minut później, cena zeszła poniżej zera. Na koniec dnia wynosiła -$37,63 (minus 37,63 dolara)! A nieco wcześniej, sprzedający dopłacali nawet 40 dolarów dla tych, którzy zechcą ją od nich wziąć.
Jak to możliwe, że ktoś chce dopłacać za oddanie takiego towaru jako ropa naftowa? Najprostszą odpowiedzią jest to, że brakuje zbiorników do jej przechowywania. W wyniku pandemii jej światowe zużycie spadło o jedną trzecią.
W Stanach Zjednoczonych jest to szczególnie odczuwalne, bo tu zużycie ropy było zawsze wysokie. Ale teraz ludzie nie dojeżdżają do pracy i w ogóle mniej podróżują. Nie latają też samoloty pasażerskie. A zbiorniki magazynujące ropę są w USA pełne.
Baryłka ropy za 1 dolara okazała się zbyt droga. Dużo za droga.
Dlaczego jednak trzeba usuwać z nich ropę nawet dopłacając? Bo dla wielu producentów nie opłaca się wstrzymywać wydobycia. Nieużywane odwierty mogą stać się bezużyteczne albo zbyt drogie w eksploatacji. Producenci zakładają, że popyt wkrótce wzrośnie i lepiej stracić trochę na wydobytej już ropie niż wstrzymywać produkcję.
Do ujemnej ceny przyczynili się też sami handlujący ropą na giełdzie. Rynek ten jest inny niż rynek papierów wartościowych. Ropę kupuje się z terminem odbioru określonym w przyszłości (taki towar określa się jako futures). Niektórzy handlujący kupują ropę w celach czysto spekulacyjnych, nie zamierzając jej nigdy odbierać. Liczą, że po prostu sprzedadzą ją drożej.
Czytaj dalej: