Patrząc na wszystkie najważniejsze wskaźniki ekonomiczne można śmiało stwierdzić, że amerykańska gospodarka ma się dobrze. Do prognozowanej dość powszechnie głębszej recesji po pandemii Covid-19 nie doszło. Ujemny wzrost gospodarczy zakończył się na dwóch pierwszych kwartałach ubiegłego roku. Od tego czasu, wzrost w ujęciu rocznym był w każdym kolejnym kwartale wyższy niż 2%. A w ostatnim, trzecim kwartale roku bieżącego wystrzelił do poziomu aż 4,9% w ujęciu rocznym.
W minionym tygodniu dobre wiadomości dotyczyły także inflacji. Nie uzyskano jeszcze tzw. celu inflacyjnego, tzn. poziomu 2%, który uważa się dla amerykańskiej gospodarki za optymalny. Ale od szczytowej wartości 9,1% w czerwcu ubiegłego roku, w październiku spadła ona już do 3,2%, z poziomu 3,7% obliczanym dla sierpnia i września.
Informacja o październikowej inflacji wywołała w tym tygodniu nawet lekką euforię na giełdach. Jednym z efektów wiadomości o stabilizacji sytuacji w USA było ponowne zainteresowanie się innymi rynkami. To spowodowało m.in. spadek kursu dolara w stosunku do złotówki aż o kilkanaście groszy.
Instytucja finansowa Goldman Sachs ogłosiła nawet, że "najgorsze jest za nami". Warto dodać, że również bezrobocie pozostaje na niskim poziomie. Od dwóch lat nie przekroczyło 4%. Natomiast zarobki zaczęły wyprzedzać inflację, co powinno dać się odczuć w portfelach Amerykanów. Bo do tej pory, Amerykanie byli pesymistami w kwestii stanu gospodarki. I w żaden sposób nie przekonywały ich pozytywne dane.
Sondaż wykonany przez Siena College dla gazety "The New York Times" pokazał, że społeczeństwo jest wręcz załamane sytuacją ekonomiczną. Aż 81% ankietowanych oceniło ją jako słabą albo bardzo złą. Zaledwie 19% uznało stan gospodarki za dobry lub bardzo dobry.
Tak wielka rozbieżność w danych ekonomicznych i odczuciach ludzi to swego rodzaju fenomen. Eksperci uważają, że pesymizm Amerykanów wynika głównie ze względów psychologicznych. Czują niepewność ze względu na toczące się dwie duże wojny, niedawną pandemię Covid-19, która uświadomiła nam zupełnie nowy rodzaj zagrożenia, polityczne podziały radykalizujące poglądy, a także ze względu na wyższe ceny.
Kwestia cen wydaje się być najbardziej zrozumiała. Bo choć inflacja spadła do względnie normalnego poziomu, ceny pozostają wysokie. Ich wzrost został jedynie mocno spowolniony. Inflacja jest przecież wciąż dodatnia, a więc ceny rosną. Te, które wcześniej wzrosły najmocniej, w najlepszym razie zatrzymały się lub spadły minimalnie. Przykładem jest mleko, którego galon kosztował cztery lata temu (listopad 2019) średnio 3,19 dolara. W maju 2022 roku średnia cena osiągnęła 4,20. Jesienią tego roku wprawdzie spadła, ale wciąż wynosi 3,97 dolara. Mleko jest więc o jedną czwartą droższe niż zaledwie cztery lata temu.
Ekonomiści zauważają, że pesymizm deklarowany przez Amerykanów w badaniach nie przekłada się na ich zachowanie w sklepach. Wciąż bowiem wydają dużo, a w amerykańskiej gospodarce wydatki konsumenckie odpowiadają za dwie trzecie wzrostu gospodarczego.
Wysokie wydatki konsumentów były jednym z głównych powodów prawie 5-procentowego wzrostu w ostatnim kwartale. Do innych powodów należały zakupy firm w celu odbudowania zapasów, eksport, inwestycje mieszkaniowe, a także inwestycje rządowe.
W sensie ekonomicznym, pesymizm Amerykanów nie powinien więc budzić niepokoju. Jeżeli się utrzyma, będzie najwyżej argumentem politycznym w nadchodzącej kampanii wyborczej. Choć z drugiej strony, w wyborach lokalnych, które odbyły się na początku miesiąca, częstszym tematem była na przykład aborcja. Ekonomiści mówią natomiast, że na pesymistyczne opinie zaczną zwracać uwagę, gdy przełożą się one na zachowania, tzn. gdy Amerykanie zaczną mniej wydawać.