Przyszłość Twittera pod rządami nowego właściciela wydaje się niepewna. Elon Musk, założyciel takich firm jak Tesla i SpaceX, kupił tę platformę społecznościową za 44 miliardy dolarów. Już proces samego zakupu odbywał się z problemami, gdy Musk wysyłał sprzeczne sygnały - raz ogłaszając przejęcie Twittera, a raz zapowiadając wycofanie się z umowy o jego kupnie. Ostatecznie sfinalizował transakcję po pół roku, pod koniec października.
Problemy dopiero się jednak zaczęły. Musk ogłosił, że "ptak został uwolniony", nawiązując do logo Twittera i swoich zapowiedzi, że pozwoli na absolutną wolność wypowiedzi. Twitter nie pozwalał na wpisy, które oceniał jako kłamliwe lub obraźliwe i agresywne. Użytkownikom systematycznie naruszającym zasady blokował konta.
Elon Musk zapowiedział, że zablokowane konta będzie przywracał. Nie wykluczył, że dotyczyć to będzie także Donalda Trumpa. Konto prezydenta Twitter zablokował po ataku na Kapitol 6 stycznia 2021 roku.
Liberalne podejście do kontrowersyjnych wpisów nie podoba się jednak biznesom. A to właśnie z ich reklam Twitter ma 90% dochodów. Biznesy obawiają się, że ich reklamy pojawiać się będą w złym kontekście i ich marki zaczną tracić. Nie podobają się im zresztą inne posunięcia Muska, jak na przykład wyrzucenie całej Rady Dyrektorów Twittera. Dzień po tej decyzji, swoje reklamy na platformie zawiesił koncern General Motors.
Logo Twittera nie wygląda już dziś optymistycznie.
Kolejną złą decyzją okazało się wprowadzenie opłaty za specjalne oznaczenie konta niebieskim znaczkiem. Wcześniej był on zarezerwowany dla celebrytów, polityków i innych znanych ludzi, których konta zostały zweryfikowane jako autentyczne. Musk chciał umożliwić oznaczenie konta za opłatę 8 dolarów. Bardzo szybko musiał opłaty zawiesić, bo doszło do lawiny zakładania kont, podszywających się pod znanych ludzi i firmy.
Oznaczało to bardzo konkretne straty dla tych, pod których się podszywano. Jedną z ofiar została firma farmaceutyczna Eli Lilly. Na koncie podszywającym się pod nią napisano, że "insulina jest teraz darmowa". Ta fałszywa informacja spowodowała reakcję giełdy papierów wartościowych. Firma Eli Lilly straciła na wartości 2 procent.
Opuszczenie Twittera zaczęły zapowiadać również niektóre gwiazdy showbiznesu. Znacznie bardziej bolesne są jednak rekomendacje agencji reklamowych. Już na początku listopada, jedna z największych na świecie, agencja IPG zaleciła swoim klientom wstrzymanie się z umieszczaniem reklam na Twitterze. Później to samo zrobiła globalna agencja Omnicom, która reprezentuje 5 tysięcy klientów. Są wśród nich takie firmy jak McDonald's, Apple czy Pepsi.
Odpływ reklamodawców to ogromny problem dla Twittera. Elon Musk docenia niebezpieczeństwo, gdyż sam ostrzegł swoich pracowników, że w przyszłym roku firma może mieć miliardy dolarów straty. Stwierdził nawet, że "bankructwo nie jest wykluczone". Z drugiej jednak strony, Twitter pozostaje bardzo mocną marką. A zapowiedzi wycofywania się ze współpracy, w związku z radykalnymi zmianami, często rozmywają się z upływem czasu.
Tak było na przykład z Facebookiem, po ujawnieniu w 2018 roku afery Cambridge Analityca, związanej ze zbieraniem danych o użytkownikach portalu społecznościowego. Po głośnej akcji #DeleteFacebook, nawołującej do kasowania kont na Facebooku, nie ma dziś śladu, a portal ma się dobrze.
Jeszcze bardziej radykalne głosy pojawiały się w związku z kandydowaniem w 2016 roku Donalda Trumpa na prezydenta. Znani celebryci, jak Chelsea Handler, Snoop Dogg, Miley Cyrus i Cher, zapowiadali, że w razie wygrania przez Trumpa wyborów, wyemigrują z USA. Oczywiście żadne z nich tego nie zrobiło. A wyemigrowanie celebrytów z mediów społecznościowych wydaje się jeszcze bardziej nieprawdopodobne.