Od czasu opublikowania poniższego artykułu w papierowym wydaniu gazety, doszło do kolejnych istotnych wydarzeń dotyczących opisywanej sprawy. Przedstawimy je w kolejnym artykule w najbliższym papierowym wydaniu "abecadła".
Amerykańska demokracja uznawana jest za niemal wzorcową, ale pozwala na rozwiązania, które mogą wydawać się zaskakujące. Jednym z najbardziej znanych jest wybór prezydenta USA przez elektorów, a nie bezpośrednio przez obywateli kraju. Mówi się o tym co cztery lata, przy okazji każdych kolejnych wyborów.
Znacznie rzadziej mówi się o sytuacji, której przykładem były wydarzenia w ostatnich dniach w stanowym kongresie Tennessee. Po niedawnej strzelaninie w szkole w Nashville w tym stanie doszło do demonstracji. W szkole zginęło łącznie sześć osób, w tym troje dzieci. W czasie demonstracji domagano się zaostrzenia przepisów dotyczących posiadania broni palnej. Protestujący pojawili się nawet w kongresowym budynku, aby wymusić na stanowych legislatorach zajęcie się tym problemem.
W 99-osobowej stanowej Izbie Reprezentantów zdecydowaną przewagę mają republikanie. Posiadają aż 75 mandatów, przy 23 należących do demokratów (jedno miejsce jest nieobsadzone). Kongresowa większość nie zajęła się zaostrzaniem przepisów, ale protestujący znaleźli wsparcie wśród trojga kongresmanów demokratycznych. Trójka ta postanowiła wzmocnić głosy protestujących na galerii kongresowej sali obrad i w czasie przerwy pomiędzy procedowaniem kolejnych ustaw, z megafonem w ręku, zaczęła skandować hasło "No action, no peace" ("Nie ma działania, nie ma pokoju").
W celu przywrócenia spokoju, z galerii usunięto protestujących. Zajęto się również trojgiem kongresmanów, którzy zakłócili obrady. W specjalnej ustawie zarzucono im "zakłócenie porządku" ("disorderly behavior"). Przegłosowano też karę dla dwóch kongresmanów, stosunkiem głosów 72-25 oraz 69-26. Wobec kongresmanki, która była trzecią z protestujących, nie uzyskano wymaganych dwóch trzecich głosów - wynik głosowania to 65-30.
Karą dla dwóch kongresmanów jest... usunięcie ich ze stanowego kongresu. Choć kara wydaje się być sprzeczna z ideą demokracji - gdzie głos ludu jest najważniejszy - jest przewidziana w konstytucji Tennessee. Konstytucja nie precyzuje, za jakie czyny można unieważnić wyborczy mandat kongresmana.
Demokracja w USA nie jest tak krystaliczna, jak się powszechnie twierdzi.
Z konstytucyjnego zapisu korzystano już w przeszłości. Ostatni raz nawet niedawno, gdy jeden z republikanów został w 2016 roku oskarżony o molestowanie co najmniej 22 kobiet. Poprzedni przypadek to rok 1980. Republikański kongresman został wtedy wyrzucony po skazaniu go za przyjęcie łapówki w zamian za blokowanie jednej z ustaw.
Najnowszy przypadek jest jednak karą za jedynie "zakłócenie porządku". Profesorowie nauk politycznych zwracają uwagę na kontrast pomiędzy występkiem polityków i niezwykle poważnymi konsekwencjami kary, która ich spotkała. Profesor Susan Haynes z Lipscomb University w Nashville zwraca uwagę, że wykorzystanie konstytucyjnego zapisu do "decyzji politycznej", będzie niebezpiecznym precedensem. Natomiast profesor Jana Morgan z University of Tennessee mówi: "Wydalenie tych legislatorów pozbawia tysiące mieszkańców Tennessee swojej reprezentacji w stanowej legislaturze".
Prof. Morgan jednocześnie przewiduje, że precedens spowoduje jeszcze większe napięcie pomiędzy dwoma stronami politycznego sporu. Napięcie może ponadto dotyczyć kwestii rasowej, bo dwóch wydalonych kongresmanów jest czarnych, a kongresmanka, której nie wydalono jest biała. W sprawie z Tennessee odezwał się też Biały Dom. Sekretarz prasowa Karine Jean-Pierre stwierdziła, że wydalenie kongresmanów jest "szokujące, niedemokratyczne i bez precedensu w Tennessee i w USA".
Przede wszystkim jednak powstaje pytanie, dlaczego kongresmani zastosowali w przypadku zaledwie "zakłócenia porządku" tak drastyczną karę. Jest ona największa ze wszystkich możliwych. Zwykle takie sprawy kierowane są najpierw do kongresowej komisji. Można też zastosować naganę, która polega na publicznym odczytaniu krytyki kongresmana, który musi stać i jej wysłuchać. I choć są to tylko słowa, w praktyce bardzo utrudniają sytuację polityka, od którego inni się dystansują.
Demokraci zarzucają republikanom stosowanie podwójnych standardów. Przypominają, że w ostatnich latach nie wyrzucili z kongresu swojego partyjnego kolegi, oskarżonego o niewłaściwe zachowania seksualne. Nie usunęli też innego, któremu zarzucono złamanie prawa dotyczącego finansowania kampanii wyborczej. Przypominają też sprawę niezidentyfikowanego członka Partii Republikańskiej, który nasikał na fotel innego polityka.
Precedens z Tennessee może wywołać podobne działania w innych stanach. I mogą one być skierowane zarówno przeciwko demokratom, jak i republikanom. To się może dziać także w Kongresie USA, bo amerykańska konstytucja pozwala na to w podobny sposób, jak konstytucja Tennessee. W całej historii, z Kongresu wyrzucono łącznie 5 kongresmanów i 15 senatorów. Przy czym aż 17 z całej dwudziestki usunięto w latach 1861-1862 za popieranie stanów Konfederacji. Ostatni przypadek wydalenia z Kongresu miał miejsce w 2002 roku. Dotyczył demokratycznego polityka, który został skazany za łapówki, oszustwa i unikanie podatków.
Tymczasem w cieniu całej sprawy pozostał problem, który był jej pierwotną przyczyną. Zarówno w Tennessee, jak i w Stanach Zjednoczonych prawo do posiadania broni pozostaje bardzo liberalne. Kolejne strzelaniny, nawet te w szkołach, gdzie giną dzieci, niczego nie zmieniają. Znamienne jest, że kongresmanka, która była jedną z trójki protestujących w Tennessee, jest byłą nauczycielką. I w 2008 roku była w szkole, gdy 15-letni uczeń został zastrzelony przez innego ucznia. Stykając się ponownie z problemem strzelanin w szkołach zdecydowała się na "zakłócenie porządku" w kongresie, aby wreszcie przyniosło to efekt. Nie przyniosło.
Według danych Centers for Disease Control and Prevention (CDC), broń palna jest głównym powodem śmierci dzieci do lat 18. W 2020 roku wyprzedziła wypadki drogowe. W 2021 roku, co piąte dziecko, które zmarło, zostało zastrzelone.