Skarby Indiany Jonesa

Indiana Jones to poszukiwacz skarbów, ale Harrison Ford, który go grał, też skarbów sporo nagromadził. Oczywiście w dzisiejszych czasach skarby mają kolor zielony i wizerunek amerykańskich prezydentów. Według ocen ekspertów od liczenia cudzych pieniędzy, nazbierał 300 milionów dolarów i ciągle dostaje tantiemy od filmów w których brał udział.

A filmów tych było dużo, ponad 80, w dodatku większość to hity, więc ciągle są wyświetlane i dudki do Forda płyną. A zaczęło się zupełnie przypadkowo. Będąc w college'u, Harrison Ford wziął lekcje aktorstwa, żeby pokonać swoją nieśmiałość. Udało się, bo w grupie oryginałów, jakimi najczęściej są marzący o aktorstwie młodzi ludzie, czuł się doskonale.

Kariera mu jednak nie wystartowała i chcąc utrzymać żonę i dwójkę synów musiał pracować jako stolarz. Ale w ten sposób poznał pisarkę Joan Didion, która była jego klientką, a potem także George'a Lucasa. Lucas nie był wtedy jeszcze sławnym twórcą, ale w 1973 roku dał Fordowi pierwszą poważną rolę w filmie "American Grafffiti".

Jednak dopiero pierwszy film z serii "Star Wars" w 1977 roku dał obydwu panom prawdziwą sławę. Dla 33-letniego reżysera to był świetny moment. Ale dla 35-letniego już aktora start był dosyć późny. Nadrabia to jednak tym, że ciągle pracuje, chociaż ma 80 lat.

Niektórzy umieszczają Harrisona Forda na dolarowych banknotach. Nie ma w tym nic dziwnego, bo filmy z jego udziałem to gwarancja dużych pieniędzy.


Początkowe zarobki na kolana nie rzucały. W "American Graffiti" zarabiał 500 dolarów tygodniowo. Nawet za pierwszy film "Gwiezdne wojny" dostał tylko 10 tysięcy. Wszak nikt nie wiedział, że to będzie kultowa seria, a Han Solo był tylko jedną z kilku głównych postaci. Ford występował też w następnych częściach, ale wciąż nie zarabiał milionów. Za dwa następne filmy (w 1980 i 1983 roku) dostał tylko pół miliona.

Dopiero odcinek pt. "The Force Awakens" z 2015 roku zagwarantował słynnemu już aktorowi pensję 15 milionów dolarów. A razem z prowizją od sprzedaży biletów w kinach, Ford zarobił 25 milionów. Przy okazji zdobył też wtedy tytuł aktora, którego wszystkie filmy zarobiły łącznie największą na świecie kwotę. Było to 4,7 miliarda dolarów. Mieli z czego facetowi odpalić te parę milionów.

Harrison Ford zarobił też fortunę na serii o Indianie Jones. Już na pierwszej części z 1981 roku zarobił 5,9 mln. Na dwóch kolejnych 4,5 mln (1984 r.) i 4,9 mln (1989 r.). Na czwarty odcinek trzeba było trochę poczekać, ale się opłaciło. Przynajmniej aktorowi, bo za tę część Ford zarobił w 2008 roku... 65 milionów dolarów.

Oczywiście w międzyczasie zrobił mnóstwo świetnych filmów: "Frantic" (w reżyserii Romana Polańskiego, 1988), "Working Girl" (1988), "Patriot Games" (1992), "The Fugitive" (1992), "Air Force One" (1997), "Six Days Seven Nights" (1998), och, długo by wymieniać. Pieniądze też zrobił świetne. Za pracę w filmie "K-19 Widowmaker" (2002) dostawał ponoć 1,25 mln dziennie. Przy takiej kwocie chyba nie ma problemów, żeby rano wstać.

Harrison Ford według wszelkich standardów jest już emerytem. Ale ciągle mu dobrze płacą. Chociaż to już nie to, co dawniej. Za piątą część Indiany Jones dostał ponoć "tylko" 25 milionów dolarów. Ale i tak zrobił świetny interes, biorąc pod uwagę, ile film zarobił. W USA już po tygodniu dotarł do 100 mln, ale przez całe wakacje uciułał tylko 174 mln (na całym świecie 381 mln) i nie mieści się już nawet w pierwszej dziesiątce najlepiej zarabiających filmów w tym roku. W ostatni weekend film grali tylko w 100 kinach w całej Ameryce, czyli prawie nigdzie, bo zaczynało się od 4600 ekranów.

Te 174 mln to zarobki brutto, do podzielenia na kina, dystrybutorów, reklamę, produkcję, zarobki wszystkich przy filmie pracujących i "darmowe" lunche dla niektórych krytyków (ja się nie załapałem). A Ford zgarnął jedną siódmą całej kasy z USA. Nieźle jak na emeryta, ale on zawsze kończył ze skarbem w torbie.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!