New Jersey jest jednym ze stanów najbardziej aktywnych w walce z powszechnym dostępem do broni. Wprawdzie nikt tu teoretycznie nie kwestionuje prawa Amerykanów do jej posiadania, ale w praktyce jest ono znacznie utrudnione. Nie wydawane są na przykład pozwolenia na noszenie broni, o ile nie wiąże się to z wykonywaną pracą.
W ubiegłym roku informowaliśmy, że władze stanowe utworzyły specjalne biuro, o nazwie Statewide Affirmative Firearms Enforcement Office, której skrót SAFE oznacza słowo "bezpieczny". Biuro zajmuje się pozywaniem producentów i handlarzy bronią w przypadkach, gdy ich towar został użyty do przestępstwa.
Producenci i handlarze są teoretycznie zabezpieczeni federalnym prawem wprowadzonym w 2005 roku, o nazwie Protection of Lawful Commerce in Arms Act. Zwalnia ich ono z odpowiedzialności za to, co zrobią z nabytą bronią ich klienci. Niektóre stany, takie jak New Jersey i Nowy Jork wprowadziły jednak własne przepisy, które pozwalają w takich przypadkach wnosić sprawy do sądu. To właśnie na podstawie takiego prawa działa biuro SAFE.
Teraz New Jersey chce wykonać następny krok i wprowadzić prawo dotyczące sprzedaży amunicji. Obowiązkowe ma być zbieranie danych na temat sprzedaży nabojów, a jednorazowa sprzedaż dużej ich ilości ma być zgłaszana policji. New Jersey już obecnie zwraca uwagę na liczbę nabojów, gdyż jest jednym z kilkunastu stanów, które zabraniają sprzedaży dużych magazynków.
Co roku sprzedawane są w USA miliardy nabojów. Zapewne po to, aby ich użyć.
Eksperci zwracają uwagę, że duże magazynki umożliwiają wszystkie masowe zabójstwa. W przypadku, gdy szaleniec otwierający ogień do przypadkowych ludzi ma ograniczoną liczbę naboi, również liczba jego ofiar jest ograniczona. Często dochodzi do obezwładnienia go, gdy próbuje przeładować swoją broń.
Amerykanie są generalnie wrażliwi na punkcie ich prawa do posiadania broni, ale w kwestii dużych magazynków są mniej stanowczy. Nieznaczna ich większość popiera zakaz sprzedaży i posiadania magazynków mieszczących więcej niż 10 naboi. Sondaż Gallupa w czerwcu ubiegłego roku wykazał, że poparcie dla zakazu wynosi 55%. Jednocześnie jednak 44% Amerykanów jest przeciwna takiemu ograniczeniu. Tylko 1% badanych nie miał na ten temat opinii.
Przeciwna wszelkim ograniczeniom jest oczywiście organizacja National Rifle Association, zrzeszająca producentów, handlarzy i posiadaczy broni. NRA argumentuje, że obowiązek rejestrowania sprzedaży dużej ilości amunicji uderzy w zwykłych obywateli. Bo na strzelnicy można łatwo zużyć setki pocisków jednego dnia. Organizacja powołuje się też tradycyjnie na Drugą Poprawkę do Konstytucji USA, która zapewnia prawo do posiadania broni.
Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych nie zajmował się dotychczas prawami dotyczącymi amunicji. Eksperci są jednak zgodni, że z pewnością uznałby pociski za integralną część broni, a więc byłyby one chronione Drugą Poprawką. Istnieje jednak już prawo federalne, które zabrania sprzedaży amunicji przebijającej materiał kuloodporny. Mogą ją posiadać jedynie służby, takie jak policja. Ponadto niektóre stany zakazują obrotu innymi specjalnymi pociskami. Na przykład osiem stanów zabrania sprzedaży naboi, które wybuchają w chwili kontaktu z celem.
Znane jest żołnierskie powiedzenie, że naboje są produkowane po to, aby zostały wystrzelone. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych każdego roku sprzedaje się miliardy nabojów. Ich produkcja to ogromny biznes. Nawet w czasie pandemii Covid-19, gdy były problemy z zaopatrzeniem, sprzedaż biła rekordy. Ocenia się, że w 2030 roku światowy rynek pocisków małego kalibru osiągnie 11,3 miliarda dolarów rocznie.
Trudno będzie wymusić przepisami użycie wszystkich nabojów tylko do ćwiczeń na strzelnicy. Tym bardziej, że przepisy są wciąż bardzo liberalne. W wielu stanach amunicję można zamówić przez internet. Dowożona jest pod drzwi klienta, zupełnie tak, jakby zamawiał pizzę.