Floryda to z pewnością turystyczny stan, ale jedno miasto ma już turystów dość. A przynajmniej w okresie szkolnej przerwy wiosennej. Miami Beach wypowiedziało wręcz wojnę tysiącom młodych ludzi, którzy w czasie spring break zalewają miasto.
Nie są to tylko studenci. Masowo ściągają tu też inni ludzie, zwabieni licznymi imprezami i dużą liczbą młodych osób żądnych zabawy. Miami Beach od lat jest kojarzone z rzeszą takich przyjezdnych w okresie szkolnej przerwy wiosennej. Władze skarżą się jednak, że nagminnie łamią oni prawo, piją w miejscach publicznych i wszczynają awantury.
W ubiegłym roku doszło nawet do dwóch, niezależnych od siebie strzelanin. W jednej postrzelone zostały dwie osoby, z których jedna śmiertelnie. W drugiej również została zastrzelona jedna osoba. Władze miasta musiały wprowadzić godzinę policyjną pomiędzy północą a 6 rano, aby zapanować nad sytuacją w mieście. Do takiej konieczności doszło trzeci rok z rzędu.
Dlatego w tym roku Miami Beach powiedziało "dość". Władze miasta mówią, że nie mogą pozwolić na to, aby policja nie była w stanie zapanować nad pijanym i odurzonym tłumem. Ogłosiły więc akcję, w której mówią rozrabiającym turystom "Zrywamy z wiosenną przerwą".
Stosowana jest przy tym gra słów, przez użycie tego samego słowa "break", które znajduje się zarówno w określeniu "spring break", jak również w haśle "We're breaking up with spring break". W reklamie promującej akcję władz miasta pokazuje się też chaos wywołany przed rokiem i tłumaczy, że był to "breaking point", czyli przełomowy moment, po którym podjęto zdecydowane działania.
Działania te są rzeczywiście zdecydowane. Co tydzień od czwartku do niedzieli wprowadzone zostały ograniczenia w poruszaniu się w publicznych miejscach w godzinach nocnych, ograniczono też dostęp do plaży. Policja sprawdza turystów, czy nie są pod wpływem alkoholu lub narkotyków, a nawet przeszukuje torby i plecaki. W obecny i następny weekend zastosowano nawet zaporowe opłaty za parkingi w wysokości 100 dolarów. Nie dotyczą one mieszkańców Miami Beach, posiadaczy różnych zezwoleń i osób tam pracujących.
Nie brakuje sceptycyzmu, czy nawet tak ostre przepisy powstrzymają przyjezdnych. W pierwszy weekend marca już się pojawili, co relacjonowała lokalna telewizja. Wprowadzenie parkingu za 100 dolarów, choć brzmi drastycznie, też może nie być zniechęcające. Młodzi ludzie często jeżdżą po kilka osób, np. w dwie pary, jednym autem. Podzielenie opłaty pomiędzy nich oznacza kwotę 25 dolarów na osobę, czyli znacznie mniej, niż wydają na sam alkohol.
Niemniej policja zapowiada konsekwentne egzekwowanie nowych zarządzeń. Zwiększona ma być liczba funkcjonariuszy na ulicach, a do ich wsparcia wykorzystane zostaną nawet drony. Być może nie odstraszy to tych, którzy zaplanowali już przyjazd w tym roku, ale w kolejnych latach przyjezdnych może być mniej.