Słowa Trumpa mogą go kosztować

Przed tygodniem opisywaliśmy zakazy, którymi sędziowie objęli Donalda Trumpa. Mówiąc w skrócie, zabronili mu wypowiedzi atakujących prokuratorów i innych pracowników sądu. Tłumaczyli, że jego słowne ataki mogą wpływać zarówno na administrację wymiaru sprawiedliwości, jak również na sędziów przysięgłych. Gdy "abecadło" było już w sprzedaży, nowojorski sędzia Arthur F. Engoron nałożył karę na Trumpa w wysokości 5 tysięcy dolarów za złamanie jego zakazu.

Chodzi o internetowy wpis byłego prezydenta, w którym podał informacje o jednej z urzędniczek sądowych, Allison Greenfield. Stwierdził, że była w romantycznej relacji z demokratycznym senatorem Chuckiem Shumerem, co miało sugerować stronniczość sądu. Podał też adres jej internetowego konta, co sąd odczytał jako zachętę do atakowania tą drogą urzędniczki przez zwolenników Trumpa. Sędzia nakazał prawnikom byłego prezydenta wytłumaczenie, dlaczego wpis - skasowany na platformie Truth Social - pozostał na stronie internetowej Trumpa.

Adwokat prezydenta Chris Kise stwierdził, że był to błąd techniczny, gdyż na stronie umieszczono kopię wpisu na Truth Social. Sędzia jednak zwrócił uwagę, że widniał on tam aż przez 17 dni od czasu skasowania oryginału, co jest wystarczającym czasem na dokonanie zmiany. Wpis skasowano dopiero po emailu wysłanym przez sąd.

Kara 5 tysięcy dolarów jest zaledwie symboliczna. Ale za łamanie zakazu sędzia może wysłać Donalda Trumpa nawet do więzienia. Byłoby to niezwykłe nie tylko dlatego, że dotyczy byłego prezydenta. Sprawa, którą prowadzi Engoron, dotyczy bowiem tylko przestępstw biznesowych i nie grozi w niej wyrok więzienia.

Były prezydent musi więc uważać na to co mówi o urzędnikach sądowych. Nie powstrzymuje się jednak przed niezwykłymi wypowiedziami, dotyczącymi innych osób. W zaskakujący sposób zareagował na przykład na ugodę z prokuratorem, którą zawarła jego była prawniczka Sidney Powell. W postępowaniu toczącym się w Georgii, w sprawie prób wpływania na proces wyborczy, jest ona jedną z 18 oskarżonych osób, wśród których jest także Donald Trump. W zamian za składanie zeznań ma otrzymać wyrok jedynie 6 lat opieki kuratora.

Sąd wymierzył już pierwszą karę dla Donalda Trumpa za jego wpis w internecie.


W reakcji na informację o tym układzie, były prezydent napisał na platformie Truth Social, że Powell "nie była jego prawnikiem i nigdy nie była". W internecie natychmiast pojawiły się przypomnienia wpisów samego Trumpa, które umieszczał na Twitterze. 15 listopada 2020 roku, a więc kilka tygodni po wyborach, poinformował, że Sidney Powell dołączyła do jego zespołu prawników. Kilka dni później to samo ogłosił Rudy Giuliani, będący członkiem tego zespołu, czemu Trump nie zaprzecza.

Eksperci prawni zwracają uwagę, że wypowiedzi Trumpa - po raz kolejny - mogą działać na szkodę jego samego. Wypieranie się zatrudnienia Powell nie ma znaczenia dla wiarygodności jej zeznań. Może mieć jednak wpływ na to, jak dużo może powiedzieć. Jako prawnik mogłaby powoływać się na prawo do tajemnicy adwokackiej wobec swego klienta. Dochowania tajemnicy mógłby domagać się też sam Trump. Jeżeli jednak twierdzi, że Powell nie była jego prawnikiem, robić tego nie może.

Donald Trump zaprzeczył też w ostatnich dniach informacjom podanym przez dziennik "The New York Times". Gazeta opisała, że australijski miliarder Anthony Pratt twierdzi, iż Trump w okresie prezydentury zdradzał mu poufne informacje wojskowe, np. o amerykańskich łodziach podwodnych. Pratt może być jednym z ponad 80 świadków w procesie na Florydzie w sprawie o przechowywanie w domu tajnych dokumentów.

W australijskim wydaniu programu "60 Minutes" miliarder ujawnił też swoje notatki w postaci nagrania, dokonanego po spotkaniu z Trumpem. Pratt twierdzi na przykład, że prezydent powiedział mu w 2019 roku o rozkazie bombardowania w Iraku, zanim informacja została oficjalnie podana dla mediów. Trump miał też opowiadać mu o rozmowie z prezydentem Iraku, który zadzwonił z pretensją, że "właśnie zrównałeś z ziemią moje miasto". Trump miał mu kpiąco odpowiedzieć: "OK, i co z tym zrobisz?"

Były prezydent zaprzecza w ostatnim czasie nawet najbardziej oczywistym faktom. W minionym tygodniu występował na wiecu w mieście Derry, w stanie New Hampshire, gdzie zgłosił swój udział w prezydenckich prawyborach. Jeden z reporterów zapytał go o zaprzeczanie zatrudniania Sidney Powell i czy oznacza to rezygnację z przywileju tajemnicy kontaktów adwokata z klientem.

- Niczego złego nie zrobiliśmy - odpowiedział Trump. - To wszystko sprawy Bidena. Oskarżenia, impeachmenty. (...) Ja nigdy nie zostałem postawiony w stan oskarżenia [Trump użył słowa indicted - przyp. redakcji]" - stwierdził były prezydent.

Prawda jest oczywiście inna. Donald Trump występuje w roli oskarżonego nawet nie w jednym, ale w czterech procesach: w Nowym Jorku, na Florydzie, w Waszyngtonie i w stanie Georgia.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!