Rezerwy ropy będą dalej wyprzedawane

Biały Dom opublikował dokument, w którym potwierdza plany, że nastąpi dalsza wyprzedaż amerykańskich rezerw ropy naftowej. Obecnie kończy się proces sprzedaży 180 milionów baryłek tego surowca z magazynów Strategic Petroleum Reserve (SPR). Prezydent Joe Biden zdecydował na wiosnę bieżącego roku o sprzedaży części rezerw, ze względu na rekordowe ceny benzyny w USA. Wprowadzenie dodatkowego surowca na rynek zwiększyło podaż. Reakcja rynku była pozytywna i ceny rzeczywiście spadły.

Ostatnio ceny benzyny znów zaczęły rosnąć i prezydent zdecydował o kolejnej wyprzedaży rezerw. Jego krytycy uważają, że robi to ze względu na zbliżające się wybory, a nie ze względów ekonomicznych.

Przypominają ponadto, że SPR nigdy nie miały być narzędziem do regulowania cen benzyny. Rezerwy utworzono, aby zabezpieczyć kraj przed brakiem ropy naftowej i podobnym kryzysem naftowym, jaki Stany Zjednoczone przeżyły na początku lat 70-tych XX wieku.

Tymczasem zapasy w magazynach SPR są obecnie najniższe od czterech dekad. Znajduje się w nich 405 milionów baryłek ropy. Z drugiej jednak strony nie brakuje też głosów, że SPR nie są już dziś potrzebne. Stany Zjednoczone są bowiem obecnie największym producentem ropy naftowej na świecie. Nie tylko w pełni zaspokajają swoje potrzeby, ale też eksportują ten surowiec.

Zapasy ropy miały w założeniu być wykorzystane w razie braków na rynku, a nie do regulacji ceny benzyny.


Pozytywny wpływ na ceny benzyny, jaki zademonstrowała wyprzedaż z SPR, pokazuje jednak, że rezerwy mimo wszystko mają sens. Nawet jeżeli nie dla utrzymania bezpieczeństwa dostaw, to właśnie dla reagowania na fluktuację ceny benzyny.

Administracja waszyngtońska nie zamierza likwidować rezerw i w opublikowanym dokumencie zapowiedziała ich uzupełnienie. Zakupy ropy mają się jednak rozpocząć dopiero wtedy, gdy cena tego surowca spadnie do poziomu 67-72 dolary za baryłkę. Obecna cena kształtuje się na poziomie 88 dolarów.

Zapowiedź zakupów ma nie tylko uspokoić nastroje w związku ze spadającymi rezerwami. Ma także pełnić zachętę dla koncernów naftowych do inwestowania w zwiększanie produkcji. Prezydent Biden mówi zresztą o tym zupełnie otwarcie: "Nie powinniście używać waszych zysków, aby wykupywać własne akcje lub wypłacać dywidendy. Nie teraz. Nie teraz, gdy szaleje wojna. - tłumaczy. - Powinniście użyć tych rekordowych zysków do zwiększenia produkcji" - zwraca uwagę Biden.

Prezydent nie może oczywiście tego nakazać. Zachęca jedynie zapowiedzią zakupów. Dokument Białego Domu mówi też o kontraktach na 2-3 lata, w których ceny będą gwarantowane.

To kusząca propozycja, ale problem polega na tym, że nikt obecnie nie oczekuje, że cena ropy szybko spadnie do poziomu 72 dolarów. Wręcz przeciwnie, ceny mogą wzrosnąć, gdy wejdzie w życie embargo Unii Europejskiej na rosyjską ropę. Od 5 grudnia wstrzymane zostaną dostawy morskie, a od 5 lutego 2023 roku wszelkie dostawy produktów naftowych.

Nie bez znaczenia są też kwestie polityczne. Joe Biden jest znanym orędownikiem odchodzenia od paliw kopalnych i przechodzenia na odnawialne źródła energii. Koncerny naftowe nie są więc zainteresowane wspieraniem planów demokratycznego prezydenta.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!