W ogniu krytyki znalazł się sędzia amerykańskiego Sądu Najwyższego. Czarnoskóry Clarence Thomas jest najstarszym członkiem 9-osobowego sądu (ma 74 lata) i z obecnego składu zasiada w Sądzie zdecydowanie najdłużej. Nominował go w 1991 roku George H. W. Bush. Znany jest z konserwatywnych poglądów.
Jego obecne problemy zaczęły się od publikacji organizacji ProPublica. Organizacja ujawniła, że Thomas przez ponad 20 lat, niemal co roku korzystał z luksusowych wakacji fundowanych mu przez miliardera i magnata na rynku nieruchomości, Harlana Crow. Sędzia wypoczywał wraz z żoną na luksusowym jachcie miliardera, w jego prywatnym kurorcie i latał jego prywatnym odrzutowcem.
Jedne z opisywanych wakacji, w 2019 roku, spędził na archipelagu wysp w Indonezji. ProPublica ocenia, że za przelot i pobyt na jachcie musiałby zapłacić około pół miliona dolarów. Był jednak gościem Crowa i za nic nie płacił. Sędzia Thomas nie jest biedny i na swoim stanowisku zarabia 285 tysięcy dolarów brutto. Ale na 9-dniowe wakacje za pół miliona zapewne by sobie nie pozwolił.
Korzystanie z takich ofert może wzbudzać podejrzenia, ale nie jest przestępstwem. Sędziowie Sądu Najwyższego muszą jednak co roku ujawniać szczegółowe dane dotyczące swoich finansów. Należą do nich m.in. różne korzyści, które otrzymują, a do takich niewątpliwie należą darmowe wakacje za pół miliona. Clarence Thomas nigdy jednak nie ujawniał ich w finansowych deklaracjach.
Co więcej, nie wpisał w nich też faktu sprzedaży trzech nieruchomości. Były to dwie puste działki oraz stary dom, w którym wcześniej mieszkała matka sędziego. Wszystkie te nieruchomości kupił Harlan Crow. Nie była to jednak typowa transakcja dla miliardera, choć nieruchomości to jego branża. Zajmuje się jednak dużo większymi inwestycjami niż kupno starego domu czy pojedynczych działek.
Sędzia Clarence Thomas z prezydentem Ronaldem Reaganem w 1986 roku.
Informacje ujawnione przez ProPublica są tym bardziej kłopotliwe, że Clarence Thomas już wcześniej był łapany na niepełnych deklaracjach finansowych. W 2011 roku, organizacja Common Cause zwróciła mu uwagę, że nie wpisuje do nich zarobków jego żony. Virginia "Ginni" Thomas zarobiła w konserwatywnej Heritage Foundation, w latach 2003-2007 ponad 686 tysięcy dolarów. W rubryce dotyczącej zarobków żony, Thomas wpisał w tym okresie zero. Podobnie zarobił za okres 2008-2009, gdy Ginni Thomas pracowała na Hillsdale College. Sędzia dokonał korekty swoich deklaracji i tłumaczył, że był to błąd wynikający z... "niezrozumienia instrukcji wypełniania" form. Media zwracają jednak uwagę, że we wcześniejszych latach Clarence Thomas wypełniał formy prawidłowo.
Kilka lat później, sędzia Sądu Najwyższego ponownie nie zrozumiał instrukcji. Nie ujawnił bowiem, że gdy w 2018 roku udzielał wykładów na uniwersytetach w Kansas i Georgii, otrzymywał pieniądze na przeloty, zakwaterowanie i wyżywienie. Konieczność ich ujawnienia wyjaśniła mu dopiero kolejna organizacja, Fix the Court. Thomas uzupełnił deklarację finansową za rok 2018 i przy okazji poprawił tę za rok 2017. Bo tam nie wpisał podobnego zwrotu kosztów, przy okazji wykładów w Creighton Law School.
Wobec powtarzających się problemów w ujawnianiu finansów, ProPublica zwraca też uwagę na jeszcze jeden błąd w deklaracjach Thomasa. Wydaje się być tylko techniczną pomyłką. Sędzia deklaruje otrzymywanie dochodów z firmy Ginger Limited Partnership. Nie są małe, bo od 2006 roku wyniosły od 270 do 750 tysięcy dolarów. Dokładna kwota nie jest znana, bo sędzia musi deklarować co roku tylko pewien zakres dochodów, a nie podawać dokładną liczbę.
Problem polega jednak na tym, że od 2006 roku firma ta nie istnieje. Była założona przez rodzinę Ginni Thomas w 1982 roku, ale potem została przejęta przez firmę o podobnej nazwie, Ginger Holdings, LLC. Żona sędziego nie jest już jednak wpisana do stanowych dokumentów tej firmy. Managerem jest tam natomiast jej siostra.
Firma zajmuje się handlem i wynajmem nieruchomości, a na przestrzeni lat bardzo zyskała na wartości. W 1990 roku Clarence Thomas został sędzią apelacyjnego sądu federalnego i musiał złożyć finansową deklarację. Wpisał wtedy firmę żony, jako wartą 15 tysięcy dolarów. W deklaracji za 2021 rok, sędzia podał, że wartość firmy wynosi od 250 do 500 tysięcy dolarów. Zgłosił też dochód pomiędzy 50 a 100 tysięcy.
Nieścisłości we wpisach dotyczących firmy żony nie muszą oznaczać działań nielegalnych czy choćby nieetycznych. Choć niektóre media doszukują się nawet wątków politycznych. Miliarder Harlan Crow jest bowiem niezwykle hojny nie tylko wobec sędziego Thomasa, ale także na rzecz Partii Republikańskiej. Przypominane są też zarzuty wobec żony sędziego o wspieranie prezydenta Donalda Trumpa w próbie unieważnienia wyborów. Ginni Thomas namawiała legislatorów Arizony i Wisconsin, aby wskazali elektorów wybierających prezydenta, niezgodnie z wynikami wyborów w tych stanach.
Kwestie polityczne wydają się jednak być nieistotne. Być może niejasności w sprawie firmy żony Thomasa też nie są niczym złym. Ale w świetle powtarzających się wielu innych braków wpisów budzą podejrzenia. Szczególnie, że ewidentne błędy ciągle popełnia prawnik, który piastuje najwyższe możliwe prawnicze stanowisko w USA. Niektórzy komentatorzy mówią nawet o załamaniu zaufania do Sądu Najwyższego, który w USA zawsze cieszył się niezwykłym autorytetem.