Tylko śmiech jest tani

Wraz z rozpoczęciem wakacji, w Polskę z objazdem ruszają cyrki i wesołe miasteczka. Odbywają się liczne festyny i odpusty. Można więc zobaczyć klowna i całą cyrkową menażerię, jest karuzela, kiełbaska z grilla i wata cukrowa. W tym roku nie jest inaczej. A właściwie trochę inaczej jednak jest. Bo zwykle wszystkie te atrakcje skierowane są głównie do dzieci. Tego lata zapraszani są natomiast dorośli.

W Polskę z występami ruszyli bowiem politycy wszystkich partii. Jest więc niezły cyrk, a niejedno miasteczko jest przez to wesołe. Bo na każdym takim występie mieszkańcy mogą zobaczyć jakiegoś klowna i towarzyszącą mu menażerię. Jest karuzela podawanych "faktów", a kiełbaskę z grilla zastępuje kiełbasa wyborcza. Rolę waty cukrowej pełnią słodkie obietnice. Dorośli bawią się jak dzieci.

Jeżeli zastanawiacie się, dlaczego politycy ruszyli w Polskę, to wiedzcie, że zbliżają się wybory. Wprawdzie dopiero w przyszłym roku, ale w Polsce politycy są bardzo pracowici i kampanię wyborczą zaczęli już teraz. Przecież i tak nie ma żadnych ważnych spraw do załatwienia. Po co siedzieć w Sejmie, skoro wszystkie przepisy są już najlepsze jakie mogłyby być. Czym ma się zajmować rząd, skoro w Polsce wszystko tyka jak w zegarku.

Optymiści mówią, że skoro ciągle tyka, to jest dobrze. Bo to znaczy, że jeszcze nie wybuchło. Jest się czym cieszyć, wszystko przed nami. Pesymiści patrzą na ceny i pytają, czy może być jeszcze gorzej. Do tych ostatnich zwrócił się Donald Tusk przekonując, że może. I będzie, jeżeli PiS będzie dalej rządził.

Do jego cyrku, nazwanego nowocześnie konwencją, przyszło 6 tysięcy ludzi. Niezły wynik, jak na upalne dni lipca. Były władca Europy wzruszył się takim zaufaniem i stwierdził, że nie może tego zaufania zawieść. Oznajmił więc wszem i wobec, że jak tylko powróci na polski tron, wywali na bruk jednego z głównych winowajców rosnących cen, tj. prezesa NBP Adama Glapińskiego.

Nie wiem, jak chce to zrobić, bo Adaś został właśnie wybrany przez kolegów na kolejną 6-letnią kadencję, gwarantowaną przez Konstytucję. Tusk swego planu nie zdradził. Może chce naśladować obecne władze i powiedzieć po prostu: "Oj tam, oj tam, kadencja. Oj tam, oj tam, Konsytucja. Wybieramy nowego i już". No ja bym wolała, żeby tak nie zrobił. Oczekuję, że wraz ze zmianą władzy, zmienią się metody.

Jarosław Kaczyński stawia na stare, wypróbowane metody. Wypróbowane już w czasach PRL. Do jego cyrku wejściówki dostają tylko sprawdzeni ludzie. W czasie występu nie będzie więc drażnienia lwa. Nie będzie rzucania mięsem. Będzie grzecznie i elegancko, żadnych głupich pytań. A z dowcipów klowna wszyscy będą się śmieli.

Tyle że te dowcipy sprawiają, że elegancko wcale nie jest. Gdy wszechwładny prezes szydzi z osób trasnpłciowych, to już nie jest cyrk, chociaż wytresowana menażeria posłusznie rechocze. To jest ohydne szerzenie nienawiści i wyśmiewanie się z osób chorych.

Ale trzeba przyznać, że Kaczyński daje się też naprawdę pośmiać. Tyle, że nie korzystają z tego "zaproszeni goście", ale cała Polska. Jaki dowcip powiedział? Stwierdził, że u nas jest tak dobrze, że polscy lekarze już wracają z Niemiec do kraju. Ale nie to było najśmieszniejsze. Zapowiedzi Wielkiego Powrotu Polaków z emigracji padały już w 2015 roku, gdy PiS wygrywał wybory. Ciągle tego powrotu - choćby Małego Powrotu - się nie doczekaliśmy. Więc z powtarzania tego dowcipu już nikt się nie śmieje.

Ale prawdziwą euforię wywołało tłumaczenie prezesa, dlaczego Polakom nie opłaca się już pracować w Niemczech. Bo te euro to warte jest najwyżej 3 złote, a nie jakieś tam 4,50. Kraje Unii, które przyjęły tę wspólną walutę, zapewne zadrżały po tej wypowiedzi. Czyżby Jarosław Kaczyński planował wprowadzić sztywny kurs waluty w całej Europie?

Chyba jednak nie da rady. Wyśmiał go nie tylko internet, ale też giełda walutowa. Bo jakby na złość, euro podrożało do 4,75 zł. Wy się w Ameryce pewnie cieszycie, bo podrożał też dolar (jak dzisiaj sprawdzałam, to nawet do 4,70 zł!). Jak przyjedziecie na wakacje, będzie dla was taniej. Ale jak dla mnie, to niech lepiej prezes już takich dowcipów nie mówi. Mnie wcale do śmiechu nie jest. Droższe euro oznacza, że droższa będzie od razu benzyna, a za nią wszystkie inne produkty.

Nasze władze inflacją się jednak nie przejmują. Dalej rozdają pieniądze i obiecują kolejne. Gdy dziennikarze pytają polityków PiS o działania zwalczające inflację, jednym tchem wymieniają, ileż to pieniędzy rząd da Polakom, żeby ich przed tą inflacją bronić. Tylko że dawanie tych pieniędzy właśnie inflację napędza. Ale Jarosław Kaczyński mówi, że za kilkanaście miesięcy inflacja pewnie minie. Więc po co się nią stresować?

Na razie jednak inflacja rośnie. GUS podał właśnie, że w czerwcu wyniosła 15,6%. Szybko więc powstało nowe rozwinięcie skrótu PiS: Piętnaście i Sześć.

Ktokolwiek wygra następne wybory, będzie pewnie musiał znaleźć nowego Balcerowicza. Ale chociaż Balcerowicz zdławił inflację Pięćset i Sześćdziesiąt (w 1990 roku wynosiła właściwie 586 proc.), powszechną wdzięcznością narodu się nie cieszy. Dlatego dzisiaj żadna partia o walce z inflacją chętnie nie mówi. A w każdym razie nie mówi rzeczy oczywistej: trzeba będzie zacisnąć pasa. Dziwne, że w całej rzeszy zagorzałych krytyków Balcerowicza nie słychać dziś nikogo, kto chciałby go teraz zawstydzić i pokazać, jak się rozprawić z inflacją. Choćby tą Piętnaście i Sześć.

W kwestii inflacji to najgorszy jest oczywiście Tusk. Wiem to z TVP, bo tam zobaczyłam, kto jest tej inflacji winny. Na słynnym pasku TVP napisało: "Tusk nie radzi sobie z inflacją". Wiele razy słyszałam od rządzących, że nie mogą zrobić różnych rzeczy, bo opozycja nie pozwala. Nabieram przekonania, że propagandziści PiS naprawdę chcą przed wyborami przekonać ludzi, że to nie oni rządzą. Pomysł na pozór szalony. Ale pomyślcie: ludzie widzą, że jest źle. A skoro Tusk nie radzi sobie z inflacją, trzeba go zmienić. Tym razem wybierzemy Kaczyńskiego, on sobie poradzi. I euro będzie tanie...

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!