Kup więcej! Więcej kup...

         Jak sobota to tylko do (NN) do (NN)
         Bo promocje tam! Parking ram pam pam pam!
         Jak sobota - na zapas kup więcej, kup więcej
         Jak sobota to w (NN) i tylko tam.

Od kilkunastu miesięcy wkurza mnie powyższa reklama śpiewana przed wiadomościami w rozgłośniach radiowych, na zlecenie jednej z największych sieci handlowych (oznaczonej jako NN). Ta przyśpiewka reklamowa jest oczywiście przeróbką refrenu piosenki z filmu "Przygoda na Mariensztacie" (pierwszy polski fabularny film kolorowy!), wyprodukowanego w roku 1953, a traktującym o romansie robotniczo-chłopskim dwojga przodowników pracy (hetero, rzecz jasna!):

         Jak przygoda, to tylko w Warszawie, w Warszawie,
         Jak Warszawa to w maju, gdy kwitną bzy.
         A jak tańczyć, to tylko walczyka w Warszawie,
         A jak walczyk, to z chłopcem takim jak ty!

Wątpię jednak, by przekaz o promocjach w sobotę był adresowany do wiekowej już grupy docelowej z sentymentem wspominającej odbudowę Warszawy po zniszczeniach dokonanych przez "zachodnich" (jak pisał w czasie istnienia PRL i NRD Stefan Wiechecki - Wiech) Niemców. Nota bene sieć, której nazwy nie podaję, wywodzi się z Niemiec.

Początkowo wezwanie "na zapas kup więcej, kup więcej" odbierałem jako propagowanie idei konsumpcjonizmu i rozsiewanie zgubnego wirusa zakupoholizmu. Jednak wziąwszy pod uwagę czas, w którym powstała stwierdziłem, że jest żartobliwym protest-songiem przeciwko ograniczeniom handlu w niedziele (w tym roku mamy tylko 7 niedziel handlowych, co jakoby skutecznie integruje rodziny i zwiększa frekwencję kościelną).

Zdaje się, że jednak wspomniałem coś o wirusie?

Sprawa jest poważna, kosztowała już życie kilku tysięcy osób a blisko nas, w samych Włoszech, kilkuset. Dlatego jeżeli ktoś z Czytelników uzna, że popadam w nadmierną wesołkowatość, to proszę zrzucić to na karb wisielczego humoru, wynikającego z niepewności i wręcz bezradności wobec niepewnej sytuacji, apokaliptycznych prognoz oraz teorii spiskowych i przeróżnych miejskich legend. Daleki jestem od lekceważenia, zwłaszcza, że - nie tylko z powodu wieku - zaliczam się do grupy podwyższonego ryzyka.

Odnoszę się z ironią nie do wirusa i skutków, jakie przynosi, ale do takiego wydawałoby się drobiazgu, jak reklamowe hasło zachęcające do robienia zapasów...

Otóż wezwanie "na zapas kup więcej, kup więcej" można, po aktualizacji odbierać dziś jako... sianie paniki w związku z nadchodzącą - podobno nieuchronnie - pandemią (ma być zarażone w niedługim czasie 20%-70% ludzkiej populacji).

Czy ta reklama mogąca wywołać chaos i przejściowe (?) braki w zaopatrzeniu nie powinna być czasowo zawieszona przez rząd, który zyskał ostatnio specjalne uprawnienia ws. walki z koronawirusem? Jak wiadomo, ustawa przyjęta mimo wątpliwości również głosami opozycji, daje szerokie uprawnienia rządowi. Można na przykład na szkodliwą reklamę nałożyć "obowiązek poddania się kwarantannie" lub przynajmniej reglamentacji.

Ja sobie żartuję, ale dochodzi do wielu tragikomicznych sytuacji. Oto szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego: "nauczymy się sami robić maseczki. Można też przeciąć biustonosz na pół". Księża, jak to bywało w historii, wykorzystują sytuację i grzmią, że koronawirus to kara za grzechy (ale nie jest to oficjalne stanowisko Kościoła). Jednemu zaś, podczas kazania, wirus zmutował mentalnie i językowo w Korano-wirusa. Wierni, prawdopodobnie zatopieni w modlitwie, nie reagowali, nie słysząc różnicy ani pewnie kazania. Zresztą owieczki zawsze słuchają pasterzy wybiórczo i wybierają z menu według własnego uznania, a nie całe 10-daniowe zestawy.

Tak szybkie rozprzestrzenianie się epidemii (niezależnie od tego, jak powstał czy zmutował się wirus) odbywa się na drodze globalizacji*) - szybkiego przepływu towarów, usług, kapitału i osób. Konsekwencją jest właśnie bezrefleksyjna akceptacja hasła "kup wiecej", skonsumuj więcej, zjedz więcej i znowu więcej kup.

Tak duża ilość nawozu nie może być zdrowa dla środowiska...

Jerzy Żaba

*) Ktoś może powiedzieć, że niewiele ponad sto lat temu, gdy rozprzestrzeniała się grypa "hiszpanka", nie było globalizacji. Owszem, była - wskutek dopiero co zakończonej wojny światowej - inaczej właśnie globalnej - i związanych z nią międzykontenentalnych transportów mas ocalałych weteranów, wcześniej zgromadzonych w obozach jenieckich czy koszarach. Oczywiście, były też - w stosunku do dziś - różnice. Ludność cywilna wycieńczona wojną, niedostatek informacji, wojenna cenzura, stacjonarne i mało mobilne media, wśród nich ambona i magiel. Chaos informacyjny. Ale bardziej lokalny. Dziś mamy globalny.

Odnoszę się z ironią nie do wirusa i skutków, jakie przynosi, ale do takiego wydawałoby się drobiazgu, jak reklamowe hasło zachęcające do robienia zapasów...

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!