Nadzieja na polski samochód

W wielkanocny weekend rozpoczęła się w Nowym Jorku doroczna wystawa samochodowa New York International Auto Show. Natomiast w poprzedni weekend, największa taka wystawa w Europie środkowo-wschodniej odbyła się w Poznaniu - Poznań Motor Show. Na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich można było oglądać samochody wielu marek dostępnych w Polsce, ale także wiele egzotycznych pojazdów. Poczynając od samochodów zabytkowych, takich jak Ford T z 1915 roku i inne pojazdy z pierwszej połowy XX wieku, np. marki Merc@---edes czy Audi. Jako zabytkowe wystawione były także samochody: Warszawa, Trabant, Polonez Pickup. W innym miejscu znaleźliśmy dawny polski samochód terenowy Tarpan.

W oddzielnej hali oglądać można było samochody rajdowe. Na zewnątrz odbywały się natomiast popisy rajdowych kierowców, którzy kręcili ciasne ósemki w ciągłym poślizgu. W kolejnej hali prezentowane były samochody luksusowe takich marek, jak Bentley, Ferrari, Lamborghini. Jeszcze inna hala wypełniona była pojazdami kampingowymi, które też można uznać za lukusowe. Bo przyczepa za 190 tysięcy złotych, mały pojazd kampingowy za prawie pół miliona albo duży za 1 mln 250 tysięcy to na pewno luksus. Na wystawie w Poznaniu można było tego luksusu skosztować, wchodząc do wielu z tych pojazdów.

Jako autora rubryki "Technika i gadżety", najbardziej zainteresował mnie jednak pojazd, który wcale luksusowy nie jest. Ba, nie ma nawet jeszcze kabiny kierowcy. Jest to bowiem prototyp elektrycznego samochodu dostawczego. Co warte podkreślenia, jest to w pełni polska konstrukcja. I praktycznie wszystkie jej elementy są produkowane w Polsce.

Wielu Czytelników zapewne wspomni w tym momencie, że to nie pierwszy samochód elektryczny, który miał powstać w Polsce. To prawda. Ale twórcy tego pojazdu są realistami i nie zapowiadają bynajmniej wyprodukowania od razu miliona samochodów. Ale ich prototyp jest już w pełni funkcjonalny, otrzymał homologację, został zarejestrowany i choć z metalową klatką ochronną zamiast kabiny, może jeździć po drogach. Co jednak najważniejsze, opracowane przy jego konstruowaniu rozwiązania zostały opatentowane i mogą być wykorzystane w oryginalny - i praktyczny - sposób, o czym za chwilę.

Twórcy pojazdu pozwolili sobie na odrobinę sentymentalizmu. Nowy samochód dostawczy ma bowiem być marki... Nysa. Samochody tej marki produkowane były w latach 1958-2003 w mieście Nysa na Dolnym Śląsku. W 2014 roku, we Wrocławiu powstała nowa firma o nazwie Nysa Zakład Pojazdów S.A. Założył ją Robert Smirnow, który pracował kiedyś w niemieckich zakładach motoryzacyjnych, a w Polsce uruchomił Smirnow Truck, serwis samochodów osobowych i ciężarowych do 12 ton. Po wykupieniu na wyłączność prawa do marki Nysa, jego nowa firma prowadzi od 2016 roku prace nad stworzeniem nowego samochodu.

Fot. na górze: Nysa ma być lekkim samochodem dostawczym. Tak lekkim, że nie potrzebne będzie prawo jazdy na samochody ciężarowe.


Fot. na dole: Kabinę prototypu stanowi klatka z rur i szyba z pleksiglasy, ale kierowca ma już do dyspozycji dwa wyświetlacze i wszystkie potrzebne elementy sterujące.


Firma Nysa Zakład Pojazdów S.A. prowadzi prace badawcze i konstrukcyjne także dla innych podmiotów. Stworzyła mobilne laboratorium i oryginalną hamownię, na której prowadzone są badania. Ma własny dział konstrukcyjny, ale współpracuje z polskimi naukowcami, głównie z Politechniką Wrocławską oraz Instytutami Łukasiewicza (w szczególności z Górnośląskim Instytutem Technologicznym).

Prototyp, który można było oglądać na wystawie w Poznaniu, jest jeżdżącym i zarejestrowanym pojazdem. Miejsce kierowcy obudowane zostało dla bezpieczeństwa metalowymi rurami. Rolę przedniej szyby pełni tafla pleksiglasy. Ale siedzący za kierownicą ma do dyspozycji wszystkie standardowe przyciski i dźwignie sterujące. Są też dwa wyświetlacze LCD. Jeden umieszczony centralnie, a drugi na wprost kierowcy. Ten na wprost kierowcy wyświetla standardowe zegary i kontrolki. Ma nowoczesny wygląd, ale jednym dotknięciem można go zmienić na styl retro. Przypomina wówczas dawny, okrągły prędkościomierz spotykany w Nysie, ale także w Warszawie czy Syrenie. Tyle że podziałka sięga 200 km/h.

Samochód przeznaczony jest jednak raczej do prędkości rzędu 80 km/h, jak powiedział nam dr hab. Jarosław Brach, reprezentujący firmę Nysa. Bo przy większych prędkościach wysoki samochód stawia znaczący opór powietrza i zużycie energii bardzo wzrasta. Nowa Nysa ma być samochodem dostawczym, więc nawet mniejsze prędkości do jazdy po mieście powinny wystarczyć. Podobnie jak moc silnika 185 KM (136 kW) oraz moment obrotowy 360 Nm (488 lb-ft).

Napęd - nazywany e-KIT - jest oryginalną konstrukcją inżynierów z Nysy i jest bardzo uniwersalny. Jego zaletą jest modułowość. Podstawowa wersja samochodu ma mieć dwa moduły akumulatorowe, z których każdy ma pojemność po 33 kWh. Ich robocze napięcie to 300-400V, a napięcie znamionowe wynosi 375V. Ładowanie może odbywać się więc standardowym w ładowarkach typu 2 napięciem 400V i prądem 32A.

Łączna pojemność dwóch modułów - 66 kWh - ma zapewnić zasięg do 250 km (155 mil). Nysa w takiej konfiguracji ważyć będzie około 2000 kg (4400 funtów), bez zabudowy tylnej części pojazdu. Przy zabudowie skrzyniowej, ładowność ma wynosić od 1200 kg do 2000 kg (2650-4400 funtów). Z zabudową furgonową wyniesie 1100-1750 kg. Długość zabudowy może wynosić 322 cm (10,5 stopy) lub 420 cm (14 stóp), przy długości samochodu 550 cm (18 stóp) lub 6340 cm (21 stóp).

Fot. na górze: W ramie podwozia można zainstalować nawet 6 modułów akumulatorów o pojemności po 33 kWh. Na fotografii widać zainstalowane 2 moduły. W lewym górnym rogu nowe logo Nysy.


Fot. na dole: Prototyp Nysy prezentowany na stoisku wystawy Poznań Motor Show.


Zasięg Nysy można zwiększyć, dodając kolejne moduły akumulatorów. Może być ich aż 6, o łącznej pojmności prawie 200 kWh. Ale każdy moduł waży 97 kg (214 funtów), więc ładowność samochodu stopniowo spada, wraz ze zwiększaniem zasięgu. Dopuszczalna masa całkowita samochodu to 4250 kg (9370 funtów). A to oznacza, że będzie go można prowadzić z prawem jazdy kategorii B, czyli takim, jak dla samochodów osobowych. Limit wynosi normalnie 3500 kg, ale dla samochodów elektrycznych Unia Europejska zwiększyła go do 4250 kg.

Elektryczny silnik umieszczony jest z przodu, wraz jednostopniową przekładnią. Oczywiście tak jak w innych samochodach elektrycznych, niepotrzebna jest skrzynia biegów. Bo silnik pracuje w zakresie od 0 do 10 tysięcy obrotów na minutę. Napędzana jest przednia oś. Układ napędowy jest kompaktowy i ma wymiary tylko: 690x450x500 mm (27x18x20 cali). Został skonstruowany z myślą o modułowości. Nawet sposób mocowania silnika ma taki charakter. Dzięki temu, można go łatwo dostosować do innych konstrukcji.

To z kolei pozwala na niezwykłe zastosowanie układu napędowego, o czym wcześniej wspominałem. Konstruktorzy z Nysy chcą nie tylko produkować nowy samochód elektryczny, ale także prowadzić elektryfikację kilkuletnich samochodów używanych. Wymontowywać silnik spalinowy i skrzynię biegów i wstawiać swój e-KIT. Mogą w ten sposób wykorzystać swoją technologię na mniejszą skalę i zaoferować ją klientom po niższej cenie. Oceniają, że konwersja 5-letniego samochodu spalinowego na elektryczny będzie o 50% tańsza niż zakup zupełnie nowego wariantu w pełni elektrycznego.

Oczywiście największym sukcesem byłoby uruchomienie produkcji elektrycznej Nysy. Na to potrzebne są jednak fundusze. Do tej pory, Nysa Zakład Pojazdów S.A. otrzymywał fundusze z Unii Europejskiej, ale teraz wsparcia powinien udzielić także polski rząd. Tym bardziej, że Nysa bazuje na polskich komponentach.

Prototyp musi też zostać dopracowany i możliwe są w nim najróżniejsze zmiany, ale obecnie kluczowe elementy produkowane są wyłącznie w Polsce. Silnik KOMEL pochodzi z Górnośląskiego Instytutu Technologicznego. Przekładnię produkuje polski oddział amerykańskiej firmy BorgWarner Mobility. Akumulatory dostarcza 4En - filia polskiej Grupy WB, renomowanej na rynku zbrojeniowym. Polskie jest też oprogramowanie sterowania i oczywiście cała konstrukcja Nysy.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!