Firma Apple ma wielu wielbicieli, nazywanych wręcz czasem kultem, bo są tak zafascynowani kolejnymi gadżetami tej marki. Być może dlatego firma zwlekała aż osiem lat, aby pokazać swój kolejny nowy produkt. Oczywiście stale pojawiają się nowe wersje iPhone'ów i innych produktów. Ale przecież Apple przyzwyczaił nas, że wprowadza innowacyjne produkty, które potem wszyscy naśladują. Wśród najpopularniejszych gadżetów był iPod (cyfrowy odtwarzacz muzyki), iPhone, iPad, a ostatnio (ale już dawno) Apple Watch.
Firma Apple została jednak w tyle z goglami VR i AR. Skróty oznaczają Virtual Reality oraz Augmented Reality. Pierwsze hasło - rzeczywistość wirtualna - jest dobrze znane od dawna. Właściwie wszystko, co oglądamy na różnych ekranach, szczególnie gdy są to np. gry, ale także zwykłe filmy, można nazwać rzeczywistością wirtualną. Gogle VR pozwalają nam zanurzyć się w nią w niezwykły sposób. Nie tylko odcinają nas od świata rzeczywistego i oferują trójwymiarowy obraz. Obraz ten zmienia się w zależności od naszych ruchów. Na przykład odwracając głowę, możemy zobaczyć co w wirtualnym świecie "znajduje się" za nami.
AR to rzeczywistość rozszerzona. Oznacza zmieszanie rzeczywistego widoku dookoła nas z obrazem sztucznie stworzonym. Na własnym podwórku koło domu możemy więc zobaczyć stwora, który jest elementem gry. Wrażenia są jeszcze bardziej niezwykłe niż w przypadku VR. Gogle mogą też wyświetlać różne informacje, związane z oglądanym miejscem. Wyposażeni w gogle AR mamy jakby super moc, która pozwala nam widzieć rzeczy niewidzialne dla zwykłego śmiertelnika.
Firma Apple pracowała nad goglami AR przez siedem lat. W tym czasie, konkurencyjne firmy już zaczęły sprzedawać własne gadżety, jak np. firma Oculus przejęta przez Meta, właściciela Facebooka. Żaden produkt tego typu nie zyskał jednak większej popularności. Być może ze względu na cenę - gogle Oculus pod zmienioną nazwą Meta Quest Pro kosztują 1000 dolarów. Ale być może też dlatego, że gadżet nie okazał się aż tak atrakcyjny. Wymaga specjalnego oprogramowania, a siedzenie z założonymi, dość ciężkimi goglami przez dłuższy jest męczące. Niektórzy skarżą się też na fizyczne nudności przy ich używaniu.
Apple wkracza do gry późno, ale - jak się wydaje - z nowym pomysłem. Firma zaprezentowała gogle o nazwie Vision Pro, których funkcje są nastawione bardziej na pracę niż zabawę. Mają umożliwiać pracę tak jak na komputerze, ale Apple nazywa to pracą "przestrzenną" - spatial computing. Gry będą oczywiście dostępne, ale gogle Apple najwyraźniej zostały pomyślane jako urządzenie do pracy w terenie i w podróży. To na pewno daje większe szanse na sprzedaż, szczególnie, że gogle mają kosztować... 3,5 tysiąca dolarów! Na tak drogą zabawkę nie każdy może sobie pozwolić, ale jeżeli urządzenie ma służyć do pracy, łatwiej usprawiedliwić taki wydatek.
Gogle Vision Pro są lekkie, ale wymagają zewnętrznego zasilania - na fotografii widoczny jest akumulator, który wystarcza na dwie godziny.
Nie brakuje krytyków tak wysokiej ceny, bo nawet jak na standardy Apple jest ona wygórowana. Ale firma uważa, że trzeba było postawić na jakość, aby wyeliminować niedoskonałości, które dały się we znaki w konkurencyjnym sprzęcie. I tę jakość czuje się od razu. Gogle są przede wszystkim lżejsze. Ich ramka jest z aluminium, a front osłoniony zaokrąglonym szkłem. A za tym szkłem... zaskoczenie. Widać bowiem oczy osoby, która założyła gogle! Ale bynajmniej nie dlatego, że gogle są przezroczyste.
Oczy widać na ekranie, który został zamontowany na zewnątrz gogli. Po co? Wiele osób twierdzi, że rozmowa z osobą, która ma na sobie nieprzezroczyste gogle, jest nienaturalna. Brak jest kontaktu wzrokowego. A przecież użytkownik gogli może widzieć otaczający świat przez wbudowane kamery i rozmawiać z kimś stojącym obok. Może też prowadzić wideorozmowę przez telefon lub internet. Funkcja wyświetlania oczu nazwana została EyeSight.
Zewnętrzny ekran ma więcej funkcji. Użytkownik gogli może udostępnić na nim to, co sam widzi w goglach. To typowa funkcja przydatna w pracy, gdy chcemy komuś pokazać coś na ekranie komputera. Gogle Vision Pro służą za komputer - i ekran - więc naturalne jest, że powinny udostępniać też obraz drugiej osobie. Co ciekawe, nawet gdy wyświetlane są oczy użytkownika, ekran przybiera niebieskawą barwę, gdy używa on jakiegoś progamu użytkowego. Być może jest to ukłon w stronę przyszłego pracodawcy, który chce wiedzieć, że jego pracownik w goglach pracuje, a nie ogląda film.
Ekran błyska też białym światłem, gdy użytkownik gogli robi nimi zdjęcie. Służy do tego fizyczny przycisk. Jest też pokrętło podobne do tego na zegarku, które służy do regulacji. Można nim regulować stopień przenikania obrazu świata zewnętrznego, aż do całkowitej jego eliminacji i zatopienia się w rzeczywistości wirtualnej.
Zatopić się można dzięki małym ekranikom i głośnikom o doskonałej jakości. Ekrany - typu OLED - są dwa, po jedym na każde oko. Są wielkości znaczka pocztowego, ale mają ogromną rozdzielczość - na jeden piksel ekranu iPhone'a, tutaj przypada matryca 8x8, czyli 64 pikseli. Oczy patrzą na nie przez trzy zestawy soczewek, dzięki czemu widzą obraz w rozdzielczości 4K. Możliwe jest nawet założenie specjalnych soczewek, aby zrekompensować ewentualną wadę wzroku.
Z kolei w elastycznej opasce, która utrzymuje gogle na głowie, wbudowane są głośniki, emitujące dźwięk tuż przy uszach. Oczywiście Apple nie nazywa ich głośnikami - są to "audio pods".
Użytkownik Vision Pro może widzieć otoczenie przez kamery, a otoczenie może widzieć jego oczy na... ekranie.
W czasie prezentacji Vision Pro, szef Apple Tim Cook stwierdził, że "to nowy rodzaj komputera". A komputer potrzebuje nie tylko ekranu, ale także urządzeń sterujących. Można podłączyć do niego tradycyjną klawiaturę, a raczej Magic Keybord oraz Magic Trackpad firmy Apple. Ale super nowoczesne gogle muszą być też sterowane super nowocześnie. Tak więc gogle rozpoznają komendy głosowe, komendy wydawane gestami rąk, a nawet obserwują gałki oczne użytkownika, aby rozpoznać jego intencje (a także rozpoznać właściciela gadżetu i go uruchomić). Jak dobrze działa takie sterowanie, na razie nie wiadomo, gdyż Apple nie udostępnił jeszcze gadżetu do niezależnych testów.
Można się jednak spodziewać co najmiej dobrej wydajności tego komputera. Zastosowano w nim procesor M2, który Apple używa w swoich komputerach Mac. Ale zaprojektowano jeszcze dodatkowy procesor R1, który ma przetwarzać dane ze wszystkich czujników Vision Pro. A jest co przetwarzać, bo gogle mają 12 kamer, 5 sensorów i 6 mikrofonów.
Apple twierdzi, że dzięki zastosowaniu drugiego procesora, dedykowanego do obsługi tych wszystkich urządzeń wprowadzających dane, udało się wyeliminować jeden z problemów typowych dla gogli VR. Opóźnienie pomiędzy ruchem głowy i wyświetleniem obrazu odpowiadającego nowej pozycji głowy wynosi w Vision Pro zaledwie 12 milisekund. To jedna ósma czasu potrzebnego na mrugnięcie oczami. Jest więc niezauważalne. A to jest kluczowe, aby wyeliminować nudności, których dostają niektórzy użytkownicy gogli VR.
Dla Vision Pro został napisany specjalny system operacyjny VisionOS. Ma jednak te same podstawy, co iOS i iPad OS, więc istniejące programy będzie można wykorzystać. Programy będą też dostępne w specjalnym, nowym sklepie App Store, stworzonym dla gogli. Apple podaje, że na goglach działać będą też programy pakietu Microsoft Office i serwisy telekonferencyjne, jak WebEX i Zoom.
Ten "nowy rodzaj komputera" ma więc definitywnie służyć do pracy. Ale będzie też można na nim zagrać, obejrzeć film i prowadzić wideorozmowy. Vision Pro ma się pojawić w sprzedaży dopiero od nowego roku, więc na jaw wyjdzie zapewne jeszcze wiele szczegółów go dotyczących. Już dziś mówi się, że problemem może być zasilanie gadżetu. Z pewnością jest bardzo energożerny, a przecież jest stosunkowo lekki. Przewidziano zewnętrzny akumulator (na 2 godziny pracy), który można podłączyć do gogli kablem i schować go na przykład w kieszeni. Chyba że będzie się dość mocno grzał. Można używać też zasilacza, ale w każdym razie, po plecach ciągnie się kabel.
Miłośnicy produktów Apple pocieszają się tymczasem, że zniknie największa wada Vision Pro - cena. Bo skoro w nazwie jest "Pro", to być może przewidziana jest też tańsza wersja. Ale zapewne pojawi się ona później, aby największym miłośnikom dać szansę wydać więcej pieniędzy.